Neurochirurgia, dermatologia, kardiologia dziecięca – m.in. na te specjalizacje minister zdrowia nie przyznał żadnego miejsca rezydenckiego w naszym województwie. – Brakuje nie tylko lekarzy, ale też specjalistów, którzy mogliby szkolić młodych – przyznaje sekretarz Lubelskiej Izby Lekarskiej
Na lekarzy, którzy jesienią rozpoczną szkolenia specjalizacyjne, w Lubelskiem czeka 299 miejsc rezydenckich (w całym kraju jest ich 4126).
Najwięcej - 34 miejsca - jest w dziedzinie chorób wewnętrznych. W neurologii miejsc jest 28, psychiatrii 19, a w medycynie rodzinnej 17
Za to ani jednego nie ma m.in. w chirurgii naczyniowej, gastroenterologii, dermatologii i wenerologii, diagnostyce laboratoryjnej czy neurochirurgii. Podobnie jak w wielu specjalnościach dziecięcych np. kardiologii, neurologii, chorobach płuc czy psychiatrii dzieci i młodzieży.
– Żeby konkretna placówka mogła starać się o miejsca rezydenckie musi m.in. dysponować lekarzami, którzy mogą być kierownikami specjalizacji. W związku z tym, że lekarzy coraz bardziej na rynku brakuje, brakuje też osób, które mogłyby być za to odpowiedzialne – zwraca uwagę dr n. med. Monika Bojarska-Łoś, sekretarz Lubelskiej Izby Lekarskiej. – I tu się tworzy zamknięte koło.
W niektórych dziedzinach są już zauważalne luki pokoleniowe, a średnia wieku specjalistów przekracza 50 lat.
– Tak jest np. w przypadku chirurgii. To bardzo trudna specjalizacja, a proces kształcenia długi – tłumaczy. Szkolenie specjalizacyjne trwa kilka lat.
– Może się więc zdarzyć, że niektóre placówki nie składały nowych wniosków, bo mają zajęte miejsca przez rezydentów, którzy specjalizacji jeszcze nie zakończyli. Dotyczy to niektórych klinik. W województwie lubelskim mamy np. tylko jedną klinikę neurochirurgii – dodaje sekretarz Lubelskiej Izby Lekarskiej.
Jak zauważa Marek Kos, wiceprzewodniczący sejmikowej Komisji Ochrony Zdrowia i Rodziny, rezydenci nadal najchętniej kształcą się w dużych ośrodkach.
– Najbardziej oblegane są szpitale w Lublinie. Jeśli miejsc rezydenckich nie ma wcale albo są pojedyncze młodzi lekarze wolą wyjechać do innych regionów lub za granicę, gdzie mogą wybrać specjalizację, o której marzą. A nie taką, w której są wolne miejsca – mówi Kos.
To pogłębia głęboki kryzys kadrowy, z którym zmaga się większość szpitali powiatowych. – Trudno sobie wyobrazić, że rezydent, który był na specjalizacji w Lublinie albo za granicą zacznie pracować w małym powiatowym szpitalu – przyznaje były dyrektor szpitala w Kraśniku.
Są też dziedziny, w których jest dużo miejsc rezydenckich, ale nie zostaną w pełni wykorzystane.
– Takim przykładem są choroby wewnętrzne. Brakuje chętnych na tę specjalizację, bo młodych lekarzy nie interesuje perspektywa pracy w oddziale z osobami w podeszłym wieku – mówi Kos. I tłumaczy: – W polskim systemie miejsca rezydenckie przyznawane są na podstawie zapotrzebowania na specjalistów zgłaszanego przez konsultantów wojewódzkich. Nie ma możliwości, żeby te niewykorzystane przesunąć do innych dziedzin, w których chętnych jest więcej.