Rodzice 8-letniego Mateusza całą noc spędzili w samochodzie, bo w szpitalu lekarz nie pozwolił im zostać przy łóżku dziecka. – Nasz synek może w każdej chwili umrzeć. Powinniśmy mieć możliwość być z nim do ostatniej chwili – płacze mama chłopca
Chłopiec ma nowotwór mózgu. Trzy dni temu dostał potężnego krwawienia i trafił na Oddział Intensywnej Terapii w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Lublinie w stanie zagrożenia życia.
– Pękło mu naczynie w guzie. W konsekwencji został uszkodzony pień mózgu. W tym momencie Mateusz jest podłączony do aparatury, bo jego serce cały czas pracuje – opowiada Anna Baczkowska, mama ośmiolatka i dodaje: We wtorek ok. godz. 20. pani doktor, która była na dyżurze, nie pozwoliła nam być przy dziecku, nie poinformowała, że możemy zostać np. na korytarzu.
Pani Anna i ojciec dziecka spędzili noc w samochodzie na przyszpitalnym parkingu. – Chcieliśmy być jak najbliżej, by zdążyć się z Mateuszem pożegnać i spędzić razem ostatnie chwile – mówi.
Jak relacjonuje mama chłopca, dopiero wczoraj rano okazało się, że mogło być inaczej. – Sprawą zainteresowaliśmy media, bo byliśmy sfrustrowani tym, jak zostaliśmy potraktowani. Po rozmowie z ordynatorem okazało się, że mogliśmy cały czas być na oddziale, na korytarzu – mówi pani Anna. – Poza tym, jak poinformował nas ordynator, kiedy stan dziecka się pogarsza, lekarze od razu informują rodziców, żeby jeszcze był czas na pożegnanie. Nikt nam wcześniej tego nie powiedział, baliśmy się, że po prostu nie zdążymy.
Jak informuje Agnieszka Osińska, rzeczniczka USD w Lublinie, nie ma już szansy na poprawę stanu zdrowia chłopca, bo guz jest nieoperacyjny. Dziecko jest nieprzytomne, wymaga oddechu respiratorowego.
– Proces odchodzenia dziecka może być długi, którego my nie jesteśmy w stanie określić. Zgodnie z regulaminem, który podpisują rodzice dzieci hospitalizowanych w tym oddziale, mogą oni przebywać w sali chorych w godz. 12–18, o ile przy innych pacjentach nie są wykonywane nieprzewidziane procedury medyczne ratujące życie – tłumaczy Osińska. – W tym przypadku mama została poinformowana przez personel medyczny o stanie zdrowia syna. Jako że stan dziecka był poważny, ale stabilny, rodzice zostali poproszeni o opuszczenie sali po godzinach opisanych w regulaminie.
– Problem w tym, że nikt nie poinformował nas, że możemy zostać na oddziale – przypomina matka chłopca.
Osińska dodaje, że szpital prosi rodziców o zrozumienie, ale i przestrzeganie zasad obowiązujących w Oddziale Intensywnej Terapii. – W sali chorych przebywają inni pacjenci, od 6 do 8 dzieci, wykonywane są przy nich procedury medyczne, a szpital ma obowiązek zachowania tajemnicy lekarskiej oraz poszanowania godności i intymności pozostałych chorych – zaznacza Osińska.
– Takich przypadków mamy w Polsce tysiące. Dobrze, że tym razem mama była otwarta i chciała sprawę nagłośnić. Przeważnie bywa tak, że rodzice boją się reagować i podporządkowują się szpitalnym regułom – mówi Paulina Szubińska-Gryz, inicjatorka akcji „Stop przemocy w służbie zdrowia” i członkini grupy Neuroblastoma Polska, która walczy m.in. o możliwość przebywania rodziców przy dziecku na oddziałach intensywnej terapii przez całą dobę.
Jak mówi Osińska, dla szpitala sprawa jest już zamknięta. Zna ją już jednak Rzecznik Praw Pacjenta i – jak usłyszeliśmy wczoraj w jego biurze – zajmie się nią.