6 godzin spędził mieszkaniec Lublina w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym szpitala SPSK4 w Lublinie. Jego zdaniem, to zbyt długo, aby otrzymać pomoc medyczną. – To normalna praktyka, wynikająca z nowej organizacji pracy, tzw. triażu – odpowiada szpital.
– Zmuszony byłem skorzystać z pomocy medycznej SOR przy Jaczewskiego, bo dzień wcześniej doznałem w domu urazu biodra. Bardzo nie bolało i miałem trudności z chodzeniem – opowiada.
– Usłyszałem, że trzeba czekać 4 godziny. Było to dziwne, ponieważ byłem trzeci w kolejce. Z upływem czasu stało się jasne, że będziemy czekać dłużej, bo co chwilę wchodzili do gabinetu jacyś pacjenci. Przyszedłem do SOR o 15.20, do gabinetu wszedłem tuż przed 19. Po krótkim badaniu poszedłem na zdjęcie rentgenowskie, wróciłem i czekałem dalej. Z izby wyszedłem ok. godz. 21.15. I jeszcze zapłaciłem 21 zł za parking.
Taka sytuacja nie zdziwiła Marty Podgórskiej, rzecznika SPSK4 w Lublinie.
– SOR od grudnia ub. roku działa w tzw. systemie triaż. Pacjenci są segregowani na trzy grupy – czerwoną z zagrożeniem życia i obsługiwaną w pierwszej kolejności, żółtą – potrzebującą pilnej, choć nie natychmiastowej pomocy i zieloną, czyli tych, którzy mogą czekać na pomoc. Z opisu wynika, że pacjent był zakwalifikowany do grupy zielonej – mówi Podgórska.
Triaż zapewnia, że osoba z zawałem nie będzie czekać, gdy ktoś ma np. skaleczenie. – W pierwszej kolejności musimy ratować życie, zaś w ostatniej kolejności przyjmujemy pacjentów z urazami, jak u pana Krzysztofa – kończy Marta Podgórska.