Tegoroczna miejska szopka jest inna niż dotychczasowe z dwóch powodów. Po pierwsze zamiast przed ratuszem stoi na placu Po Farze...
- Jarek zadzwonił i zapytał czy chcę zrobić szopkę, pewnie że chciałam - mówi Paulina Kara, która jest absolwentką Instytutu Wychowania Artystycznego UMCS i jej prace można było oglądać w Galerii Białej. - On miał pomysł na trzy plany szopki, na te wszystkie domki, makietę Lublina w tle. Do tego dostosowała swoje lalki. Nawet nie wiedziałam z jakiej odległości będą to ludzie oglądać. Trochę może to wszystko jest za malutkie? Nie? Byłam w Lublinie w dwie kolejne soboty ale nawet nie widziałam efektu końcowego - śmieje się Paulina. - Mam dostać zdjęcia. Na pamiątkę, bo to moja pierwsza miejska szopka w życiu.
Paulina robi lalki z zamiłowania.
Prywatnie pani Paulina jest mamą pięciomiesięcznego Franciszka Józefa i pracuje jako instruktor plastyki w Domu Kultury w Nisku, gdzie otwiera właśnie pracownie lalkarską. Marzy by stworzyć z Niska ogólnopolski ośrodek twórców lalek. Zbiera zapaleńców i współpracowników którzy będą realizować ten pomysł. Jednocześnie pracuje z młodymi ludźmi, współpracuje przy realizacjach teatralnych.
Cichym współpracownikiem jest tata Franciszka Józefa, z zawodu historyk a z zamiłowania modelarz. Choć klei kartonowe modele samolotów, to on zrobił do lubelskiej szopki konny wóz. - Wóz był bardzo trudny, wymagał precyzji wykonania. Jego koła się obracają i może, jak prawdziwy, skręcać ciągnięty za dyszel - tłumaczy Paulina Kara.