O rozwiązanie problemu tzw. dopalaczy zaapelował wczoraj w liście otwartym do parlamentarzystów szef lubelskiego sanepidu Paweł Policzkiewicz. Twierdzi, że politycy jedynie „ubolewają” nad niedoskonałością prawa, ale nic z tym nie robią, a sprawą dopalaczy zajmują się głównie media.
Tymczasem wczoraj poznańska prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie dopalaczy, które prowadziła po tym jak pięciu klientów po zażyciu tych specyfików poczuło się źle i trafiło do szpitala. Biegli uznali, że żaden z preparatów nie zawierał zabronionych substancji, wymienionych w ustawie o przeciwdziałaniu narkomanii.
Do listy zakazanych substancji Sejm dopisał niedawno 17 substancji używanych w dopalaczach, ale handel takimi produktami ma się dobrze, bo chemicy bez trudu znaleźli inne podobnie działające składniki, które zakazane nie są.
Lubelski sanepid jako pierwszy w Polsce zdołał zamknąć sklep z dopalaczami. Dopatrzył się, że w składzie produktów są witaminy i mikroelementy. Dzięki temu zaliczył je do tzw. suplementów diety traktowanych przez prawo jak środki spożywcze, a sklep nie miał pozwolenia na handel żywnością, bo nawet o nią nie wystąpił. Handel wznowił po nadrobieniu formalności.