Rozpoczął się nowy rok akademicki. W aulach lubelskich uczelni zasiądzie ok. 80 tys. studentów. Jeszcze kilka lat temu było ich o 20 tys. więcej
To dlatego coraz więcej osób nie decyduje się na studiowanie w Lublinie. Wybiera inne, większe miasta. – Obserwujemy odpływ młodych ludzi do innych ośrodków akademickich – mówi Matacz. – Liczą, że ukończenie studiów we Wrocławiu, Warszawie, Krakowie czy Poznaniu zwiększy ich szanse na znalezienie pracy.
– Bo w Lublinie to graniczy z cudem – mówi Michał Silski z Lublina, który w stolicy studiuje bankowość. – Nie ma tu ani dużych zakładów przemysłowych ani siedzib największych firm czy banków. A to właśnie tam można znaleźć najlepsze oferty pracy i przyzwoite pieniądze.
Efekt? Nowy rok akademicki na UMCS rozpoczęło wczoraj 25 tysięcy studentów. Jeszcze cztery lata temu było ich o 5 tysięcy więcej. Na KUL studiuje ok. 17 tys. osób. – Nieco mniej niż w ub. roku – przyznaje Radosław Hałas, rzecznik KUL.
Ale są też wyjątki. – W ub. roku mieliśmy 10.500 studentów, w tym o ok. 200 osób więcej – mówi Iwona Czajkowska-Deneka, rzecznik Politechniki Lubelskiej. I wylicza przyczyny: – Po pierwsze studia techniczne dają większe szanse na znalezienie pracy niż np. humanistyczne. Po drugie dużym powodzeniem cieszą się kierunki zamawiane (rząd funduje stypendia – red.). A po trzecie uruchomiliśmy kilka kierunków, które okazały się prawdziwymi hitami: transport, mechatronika czy inżynieria biomedyczna.
Z kolei Uniwersytet Medyczny znalazł jeszcze inny sposób na przetrwanie niżu demograficznego – kształci obcokrajowców. W tym roku co ósmy student UM nie ma polskiego obywatelstwa. Dla porównania na trzy razy większym UMCS jest tylko czterystu zagranicznych studentów.