Od września uczniowie kilku lubelskich szkół będą jeść tańsze posiłki. Zapłacą tylko za wsad do kotła
Skąd tak duża różnica w opłatach? W tych szkołach, gdzie działa kuchnia, przygotowywaniem posiłków zajmują się zatrudnione przez miasto kucharki, a uczniowie płacą tylko za tzw. wsad do kotła. Tam, gdzie kuchni nie ma, obiady dowozi firma cateringowa. Wtedy trzeba płacić nie tylko za składniki posiłku, ale też koszty jego przygotowania i transportu.
– Od września nie będzie już takich różnic – zapowiada Krzysztof Żuk, prezydent miasta. Przy Tumidajskiego udało się przygotować kuchnię do tego, by wznowiła działalność. Dla pozostałych szkół znalazło się inne rozwiązanie. Obiady będą przygotowywać firmy wybrane przez dyrektorów w drodze przetargu. – Uczniowie zapłacą tylko za wsad do kotła, a pozostałe koszty bierzemy na siebie – dodaje Żuk.
– W tym roku będzie nas to kosztować 200 tys. złotych. Umowy z firmami cateringowymi będą zawarte do grudnia, a pod koniec roku ogłosimy nowe przetargi. Szacujemy, że w 2013 r. na dopłaty do posiłków wydamy 600 tys. złotych – wylicza Beata Krzyżanowska, rzecznik prezydenta.
Oburzenie rodziców zmuszonych do płacenia większych stawek było na tyle duże, że z trzech zespołów szkół do Rady Miasta trafiły obywatelskie projekty uchwał o wznowieniu pracy kuchni. Mimo zastrzeżeń prawników Ratusza, miejscy radni przyjęli uchwały, ale zostały one unieważnione przez wojewodę jako niezgodne z prawem. W wariancie, którego chcieli radni, odtworzenie kuchni kosztowałoby 9,5 mln zł, a ich bieżące koszty sięgałyby miliona złotych rocznie.
Tańszy system dopłat to pomysł prezydenta.