320 kilometrów mają do przejścia pielgrzymi, którzy wyruszyli w poniedziałek z Lublina do Częstochowy. Idą ze śpiewem na ustach i modlitwą w sercu
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
– Mam chorą ciocię. W maju wykryli u niej nowotwór w bardzo zaawansowanym stadium. Lekarze nie ukrywają, że jej stan jest poważny. Dlatego idę w intencji jej wyzdrowienia. Chcę ofiarować poranione stopy i ból nóg z prośbą o uleczenie bliskiej mi osoby – mówi Marta Blicharz.
Większość pątników nie zdradza jednak w jakich intencjach idzie. Przyznają jedynie, że są one bardziej lub mniej poważne. – Moja intencja dotyczy wyglądu – zdradza Iwona Goraj. – Może rzecz nieistotna, ale dla mnie kluczowa.
– Mam intencję w sercu, ale chcę ją zachować dla siebie – mówi Joanna Pluta. – Oprócz zaniesienia jej Matce Boskiej w trakcie pielgrzymki ważny jest dla mnie też czas, który można przeznaczyć na przemyślenie całego życia. Nie bez znaczenia jest też atmosfera, która tu panuje. Poczucie wspólnoty i jedności.
Dlatego ci, którzy nie mogą wyruszyć na całą, 12-dniową trasę pielgrzymki idą przynajmniej przez kilka dni. Aneta Flis wyruszyła tylko na jeden dzień. – Jestem w trakcie kursu na prawo jazdy i muszę zostać w Lublinie, ale nie wyobrażałam sobie, żeby w ogóle nie pójść – przyznaje. – W tamtym roku doszłam aż do Częstochowy i mam nadzieję, że zrobię to także za rok.
– Idę piąty raz. Nie wyobrażam sobie sierpnia bez wyruszenia na pątniczy szlak. Pielgrzymka za każdym razem ma dla mnie zawsze charakter pokutny – mówi lublinianin, Piotr Dzierżak.
– Pielgrzymki są na swój sposób uzależniające – zauważa Dorota Misiejuk. –Na całą drogę tym razem się nie udało, ale przynajmniej przez kilka dni chcę poczuć tę jednoczącą ludzi atmosferę.
Tego samego chce prof. Kazimierz Głowniak, kierownik Katedry i Zakładu Farmakognozji Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Na pątniczy szlak wyrusza po raz 19. Tym razem nie będzie mu towarzyszyć żona, która na pielgrzymce była pięć razy. Dziadkowi na trasie towarzyszyć będzie 15-letni wnuk.
– Jestem bardzo szczęśliwy, bo sam to zaproponował – przyznaje Głowniak. – Pryszczy i otarć stóp się nie boję. Przez tyle lat pielgrzymowania poznałem mnóstwo sposobów, które sprawiają, że moje nogi nie cierpią. Pielgrzymka to dla mnie zatem jedynie czas łaski i skupienia. Nie jest to wielki wyczyn, ale łaska dana od Boga.
19-letnie Klaudia, Agnieszka i Kasia idą na pielgrzymkę po raz drugi. – Rodzice się o nas nie boją. Wręcz sami nas na nią wyganiają – przyznają zgodnie dziewczyny i jednocześnie dodają, że to dla nich wyjątkowy czas nie tylko spotkania z Bogiem, ale także miło spędzone chwile z ludźmi spotkanymi na pątniczym szlaku i wypoczynek.
Trudniej będzie natomiast Marcie Winnickiej, która do Częstochowy idzie z siostrą i koleżanką oraz dwójką dzieci: półtoraroczną Bianka i 3,5-letnim Nikosiem.
– Dzieci będą bardziej jechać niż iść – śmieje się pani Marta i pokazuje duży dwuosobowy wózek. – To dla nas nie nowość. Pielgrzymuje po raz szósty, z czego cztery razy towarzyszył mi Nikoś, a raz Bianka. Kilka osób zarzuciło mi nieodpowiedzialność, ale dzieciom nie dzieje się nic złego. To dla nich taki długi spacer. Zresztą pielgrzymkę konsultowałam z pediatrą, a na szlaku wielokrotnie odwiedza nas mąż. Gdyby działo się coś złego w każdej chwili może nas zabrać do domu.
Winnicka przyznaje, że ma jednak na trasie momenty zwątpienia. Bardzo ciężko pchać wózek zwłaszcza przez piaszczyste dukty. Ciężko dochodzić już do samej Jasnej Góry. – Ale są też momenty szczęścia, gdy przechodzi się przez wieś, a ludzie machają do moich dzieci. Wybiegają, żeby bezinteresownie zaoferować nam nocleg, czy dać im coś smacznego do jedzenia. Wtedy czuje się wielką miłość i jedność. To wspaniałe chwile – mówi kobieta. – Nie wyobrażam sobie żeby nie iść na pielgrzymkę. W końcu za tyle rzeczy muszę podziękować Bogu…
Pierwszego dnia pielgrzymi dojdą do Niedrzwicy Kościelnej. Pokonają 25 kilometrów.