Bez długu nie można mówić o inwestycjach – twierdzi samorząd Lublina, który wyemituje kolejne obligacje na 200 mln zł. Zezwoliła na to dzisiaj Rada Miasta na prośbę prezydenta. Nie jest to dodatkowy dług, przewidziano go już w budżecie miasta na 2022 r.
1 miliard 781 milionów zł – tyle wynosi dzisiaj dług Lublina. Jest mniejszy niż w ostatnim dniu zeszłego roku, bo w tym roku miasto zdążyło się pozbyć części zadłużenia. – Spłaciliśmy zobowiązania z lat ubiegłych na kwotę 24 mln zł – wylicza Mariusz Turczyn, dyrektor miejskiego Wydziału Budżetu i Księgowości.
Teraz dług znowu wzrośnie wskutek emisji obligacji komunalnych na 200 mln zł. Uzyskane w ten sposób pieniądze mają być częściowo wykorzystane na łatanie tegorocznej dziury budżetowej, a częściowo na spłatę zaciągniętego wcześniej długu.
Rada Miasta zezwoliła dzisiaj na emisję obligacji głosami klubu radnych prezydenta Krzysztofa Żuka. Przeciw głosowali radni opozycyjnego wobec prezydenta klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości.
– Zbliżymy się do 2 mld zł długu – alarmuje radny Piotr Breś (klub PiS). – Prezydent przejął miasto z długiem 500 mln zł, a na dzień 31 marca zadłużenie wynosi 1 mld 781 mln zł. Czyli pan prezydent zadłużył miasto na 1,2 mld zł.
– Ten dług wygenerował dodatkowe 4 mld zł majątku miasta – stwierdza radny Bartosz Margul (klub Żuka). Jego klub nie raz podkreślał, że miasto zaciągało dług głównie po to, by mieć na tzw. wkład własny do inwestycji dotowanych przez Unię Europejską.
– Pytanie jest takie: nic nie remontować i nie budować, czy biorąc pod uwagę stan obecny i zwiększone koszty inwestycji, próbować przynajmniej kończyć te inwestycje i dać jakiś impuls inwestycyjny na przyszłość? – stwierdza radny Dariusz Sadowski, przewodniczący klubu radnych Żuka.
– Są wydatki, które można byłoby ograniczyć bez specjalnej szkody dla miasta, zważywszy na to, że sytuacja jest trudna, a będzie jeszcze trudniejsza – ocenia radny Stanisław Brzozowski (niezrzeszony).
Ratusz przekonuje, że nie da się uniknąć zadłużenia, gdy z powodu zmian podatkowych topnieją wpływy do kasy miasta. – Jeżeli nam się zabiera dochody, to wiadomo, że pewne problemy się same nasuwają – przekonuje Artur Szymczyk, zastępca prezydenta miasta.
– Lublin to nie jest niepodległe księstwo, które samo sobie wyznacza podatki, tylko zależymy od państwa – wtóruje mu radny Margul, który podkreśla, że budżet państwa rządzonego przez PiS zadłuża się w tempie dziesięciokrotnie większym niż budżet Lublina. – Dług miasta, jeżeli sobie przeliczymy na mieszkańca, to około 5 tys. zł. W skali państwa mamy dług między 30 tys. a 50 tys. zł na osobę.
Przed wyemitowaniem nowych obligacji samorząd Lublina będzie musiał jeszcze uzyskać pozytywną opinię Regionalnej Izby Obrachunkowej, która oceni, czy miasto jest w stanie udźwignąć taki dług.