Sąd umorzył głośną sprawę gwałtu na 12-latce, do którego miało dojść w jednej z lubelskich podstawówek. Nie ma dowodów, że stało się to w szkole, ani przesłanek do posądzania o to trzech wskazanych przez dziewczynkę chłopców.
12-latka zeznała, że do gwałtu miało dojść na terenie szkoły. Dziewczynka wskazała na trzech uczniów ze starszej klasy. Powiedziała, że była wciągana przez nich do chłopięcej toalety. Mówiła też o zaroślach w pobliżu szkoły. Nagrania monitoringu szkolnego nie potwierdziły, że takie wydarzenie miało miejsce. Psycholog ocenił jednak, że dziewczynka mówi prawdę.
Tyle, że – jak twierdziła dyrektorka szkoły w wyjaśnieniach przesłanych do Urzędu Miasta i Kuratorium Oświaty – wskazani chłopcy nie chodzą do jednej klasy i się nie znają. A jednego z nich w dniu zdarzenia nie było w szkole.
Dyrektorka rozmawiała w tej sprawie z nauczycielami, uczniami (m.in. wskazanymi przez dziewczynkę) i ich rodzicami. Ci ostatni nie kryli oburzenia – ich zdaniem – bezzasadnym pomówieniem.
Brak dowodów
Efekt? Decyzja o umorzeniu postępowania. Nie ma żadnych dowodów na to, że do gwałtu doszło na terenie szkoły. Z zebranego materiału wynika też, że wskazani przez dziewczynkę chłopcy nie mieli ze sprawą nic wspólnego.
Teraz sprawa wróci do prokuratury. – Musimy zapoznać się z tym, co napisze sąd i co wychodzi z całego materiału zgromadzonego przed sądem – mówi Paweł Banach, zastępca prokuratora rejonowego w Lublinie. – Potem podejmiemy czynności w celu wyjaśnienia, co rzeczywiście się stało.
Nieoficjalnie wiadomo, że dziewczynka początkowo wskazywała trzech uczniów, a potem zmieniła zeznania i mówiła o kimś innym. Już wcześniej pojawiały się informacje, że do gwałtu mogło dojść poza szkołą. Podejrzenia padały m.in. na osobę związaną z rodziną uczennicy.