Dwa mandaty po 500 zł dostał mężczyzna, który wywoził swoje śmieci w krzaki przy ulicy. Wpadł, bo wśród odpadów znaleziono jego adres. Nie była to pierwsza taka wpadka, choć zdarzały się jeszcze bardziej nietypowe metody namierzania śmiecących.
Worki ze śmieciami leżały przy ul. Gnieźnieńskiej i przy pobliskiej ul. Wandy. Strażnicy miejscy, jak zwykle w takich przypadkach, zabrali się za przeglądanie zawartości worków. Szukali czegoś, co pozwoli namierzyć osobę, która pozbyła się w ten sposób odpadów. Często takie poszukiwania okazywały się skuteczne, nie inaczej było tym razem.
– Funkcjonariusze ustalili, że śmieci w obu lokalizacjach zostały podrzucone przez tę samą osobę – informuje Robert Gogola, rzecznik Straży Miejskiej. Funkcjonariusze pojechali pod adres, który znaleźli wśród odpadów i wręczyli dwa mandaty karne. Nie musieli jechać daleko, śmiecącym okazał się mężczyzna, który mieszka w dość bliskiej okolicy. Strażnicy zobowiązali go również do zabrania porzuconych śmieci, co zresztą zrobił.
To nie pierwszy taki przypadek. Na początku kwietnia strażnicy namierzyli przedsiębiorcę, który wyrzucały odpady ze swojego zakładu w okolice garaży przy ul. Plagego i Laśkiewicza. Na miejscu okazało się, że właściciel zakładu nawet nie miał podpisanej umowy na wywóz odpadów. Strażnicy dali mu dwa mandaty na łączną kwotę 1 tys. zł. W tym roku w ten sam sposób udało się namierzyć osoby wyrzucające śmieci przy ul. Biskupińskiej oraz u zbiegu ul. Świętochowskiego i Lema.
Zdarzały się jednak bardziej przebiegłe metody namierzania śmiecących niż znalezienie wśród odpadów koperty, faktury lub innego druku z danymi i adresem. Kilka lat temu strażnikom pomógł… charakterystyczny wygląd jednego z dachów w okolicy. Funkcjonariusze interweniowali wtedy w sprawie porzuconych materiałów rozbiórkowych.
– Wśród nich było stare, dość charakterystyczne poszycie dachu – wspomina Gogola. Strażnicy przypomnieli sobie wtedy, że na jednym z okolicznych budynków wymieniany był dach. Jego stary wygląd udało się wtedy ustalić dzięki zdjęciom w serwisie Google Maps. Widoczne na mapie poszycie było tym samym, które ktoś nielegalnie wyrzucił. – Dotarliśmy wtedy do właściciela domu. Okazało się, że zlecił wymianę poszycia dachowego specjalistycznej firmie, która miała się legalnie pozbyć materiału z rozbiórki. Odpowiedzialny za to pracownik firmy został ukarany mandatem.