Nie ma szans na wprowadzenie w Lublinie bezpłatnej komunikacji miejskiej. Taki jest wniosek z wizyty oficjalnej delegacji władz miasta w estońskiej stolicy, Tallinie. Jego mieszkańcy od stycznia mogą jeździć za darmo.
– Bezpłatna komunikacja w Tallinie to raczej projekt biznesowy obliczony na przyciągnięcie nowych mieszkańców – dodaje Tomasz Fulara, prezes MPK Lublin. – Tam władze szacują, że tysiąc nowych mieszkańców da budżetowi miasta dodatkowy milion euro przychodu. U nich udział w podatku dochodowym od osób fizycznych to 70 proc. budżetu miasta, u nas zaledwie kilka – podkreśla Fulara.
Zaznacza też, że tamtejsza komunikacja przez lata była zaniedbywana, średnia odległość między przystankami jest dwa razy większa niż w Lublinie przy porównywalnej gęstości zabudowy. A wprowadzenie bezpłatnej komunikacji poprzedzone zostało sześcioma referendami.
Gdyby Lublin zdecydował się jednak na bezpłatną komunikację, miasto musiałoby wyłożyć dodatkowo taka kwotę, jaką teraz pozyskuje ze sprzedaży biletów. W ub. roku były to 73 mln zł, które pokryły 61 proc. kosztu usług przewozowych. W Tallinie proporcje były odwrotne: w ub. roku tylko 30 proc. kosztów szacowanych na 53 mln euro pokrywały wpływy ze sprzedaży biletów.
Po wprowadzeniu bezpłatnych przejazdów w Tallinie liczba pasażerów wzrosła o 21 proc., przy czym 8 proc. to osoby, które wcześniej nie korzystały z komunikacji miejskiej. W pierwszym kwartale b.r. ruch samochodów indywidualnych zmalał w estońskiej stolicy o 15 proc.
Od połowy 2012 r., gdy wiadomo było, że w 2013 r. kursy będą darmowe dla mieszkańców, w Tallinie zameldowało się 10 tys. osób. Od stycznia do początku kwietnia kolejne 5 tys. Po Tallinie kursuje 405 autobusów, 96 trolejbusów i 7 tramwajów.