Lubelski turysta zaginął w górach Kaukazu podczas próby zdobycia mierzącego 5633 metry Elbrusu. Szukają go rosyjskie służby ratownicze, pasterze i śmigłowiec
Wczoraj ratownicy przeszukiwali północne pole lodowe i południowo-wschodni stok. Dziś akcja będzie kontynuowana.
– Rozmawiałem z koleżanką zaginionego. Powiedziała, że żaden nie miał dużego doświadczenia w wysokogórskich wyprawach – mówi Tomasz Klimański, konsul generalny RP w Moskwie. – Studenci po prostu skrzyknęli się i pojechali. Wcześniej wszystko było w porządku. Zaginiony jeszcze przed wejściem na szczyt dzwonił z telefonu komórkowego do swojej matki w Lublinie. Opowiadał jej o planowanym zdobyciu szczytu.
– Nie wiem, kto pojechał na tę wyprawę – mówi jedna z członkiń „Pełzaka”. – Ja w tym czasie organizowałam spływ kajakowy i nie wiem, kto zajmował się Elbrusem. Zaginionego nie znam. Znam tylko jego kolegę. Wiem jeszcze, że na Elbrus mieli jechać ludzie z Lublina i Warszawy.
Karol Dąbrowski, prezes „Pełzaka”, w wywiadzie dla RMF FM również powiedział, że nie wie, kto wybrał się na Kaukaz. – Zaginionego i jego kolegi nie znam. Obaj mogli być spoza klubu. Zapewniam jednak, że organizator był osobą doświadczoną. Wspinał się na skałki, był na Uralu i na pewno profesjonalnie przygotował całą wyprawę.
– To bardzo niebezpieczny teren – wyjaśnia Andrzej Sobolowski z Polskiego Związku Alpinizmu, który szczyt zdobywał już 3 razy. – Większość nadaje się tylko dla profesjonalistów. Najgorszy moment to właśnie wysokość 5300 metrów, gdzie zaginął ten człowiek i gdzie góra pochłonęła już swoje ofiary. Tu spiętrza się lodowiec. Podłoże jest bardzo strome, potrzaskane i pełne głębokich szczelin.
Dziś do Moskwy przyleci matka zaginionego alpinisty. Wczoraj nie chciała rozmawiać z naszymi dziennikarzami. Z Moskwy wyjedzie do Tierskoł u podnóża Elbrusu, gdzie będzie czekać na syna. Są tam też przedstawiciele naszych służb konsularnych.
O wyprawie nie wie nic Polski Związek Alpinizmu. Jego sekretarz, Hanna Wiktorowska, podkreśla, że nie zorganizował jej ani PZA, ani żaden ze stowarzyszonych klubów wysokogórskich. – Na naszą ekspedycję mogłyby pojechać tylko osoby z ukończonym kursem tatrzańskim i pod opieką kierownika w stopniu instruktora.
Pozostali uczestnicy wyprawy czują się dobrze. Prawdopodobnie w najbliższych dniach wrócą do kraju. •
Małe Himalaje
Elbrus, inaczej „Góra Szczęścia”, to najwyższe wzniesienie Kaukazu. Przez alpinistów jest traktowany jako obiekt treningowy przed Himalajami. – To przecież dużo wyższy szczyt niż jakikolwiek w Alpach – podkreśla Andrzej Sobolowski. – Najważniejsza jest aklimatyzacja. Powinna trwać co najmniej tydzień i w tym czasie należy przeprowadzić kilka wypraw aklimatyzacyjnych na wysokości 3 tys. metrów. A teraz często ludzie przyjeżdżają pod górę i od razu wchodzą. To bardzo częsta, oprócz zagubienia, przyczyna wypadków w górach.