O kierowcach na dwóch gazach rozmawiamy z Maciejem Wisławskim, pilotem rajdowym, twarzą akcji "Stop pijanym kierowcom” organizowanej przez Bractwo Rajdowe.
- Dalsza zaostrzanie prawa nie ma sensu. Doświadczenia ostatnich lat wyraźnie wskazują, że coraz surowsze restrykcje wobec pijanych kierowców nie przynoszą spodziewanego skutku. Moim zdaniem droga do poprawy sytuacji na polskich drogach wiedzę przez świadomość. Wszyscy razem musimy wywołać modę na trzeźwość za kierownicą. Jednak nie na zasadzie obligu, ale świadomego wyboru zgodnie z hasłem "piłem - nie jadę”, a nie "piłeś – nie jedź”. Jest to długa droga, ale jedyna przynosząca trwale skutki. To jest jak z nauczaniem dzieci alfabetu czy tabliczki mnożenia. To trwa, ale działa przez całe życie.
Zewsząd słychać głosy, że polską normę 0.2 promila należy zredukować do 0.00. Jakie jest pana zdanie w tej materii?
- Tu trzeba rozgraniczyć. Gdy ktoś jest "lekko wczorajszy”, ma 0.2 czy 0.3 promila, to, prawdę powiedziawszy, nie ma aż tak wielkiego wpływu na jazdę samochodem. Taki błąd można wybaczyć. Niewybaczalna jest natomiast jazda po pijaku z premedytacją, czyli libacja przez pół nocy i rajd do domu na "dwóch gazach”. Takie zachowanie powinno być surowo piętnowane. Zawsze3 musi być margines błędu lub alkomat w każdym samochodzie.
Co by pan poradził młodym kierowcom, którzy często przeceniają swoje możliwości, podpierając się przy tym alkoholem?
- Moim zdaniem fajnym sposobem na rozładowanie emocji za kierownicą jest sport samochodowy. Wszelkiego rodzaju rajdy amatorskie są nie tylko doskonałą szkołą jazdy i doskonalenia techniki, ale także pokazują, jaką energią dysponuje rozpędzone auto. Dlatego wszystkim polecam, choć raz pobawić się samochodem podczas rywalizacji sportowej, w bezpiecznych warunkach.