Lubelski radny Tomasz Pitucha (PiS) nie chce przeprosić organizatora Marszu Równości za porównanie homoseksualizmu do pedofilii. W związku z tym zasiądzie na ławie oskarżonych. Termin pierwszego posiedzenia w tej sprawie sąd wyznaczył na 15 stycznia
Prywatny akt oskarżenia przeciwko radnemu dwa miesiące temu złożył organizator Marszu Równości w Lublinie Bartosz Staszewski. Poszło o wpis, jaki na kilka tygodni przed planowanym na 13 października wydarzeniem Pitucha zamieścił na Facebooku. Napisał tam m.in., że marsz „promuje homoseksualizm i pedofilię”.
Postępowanie rozpoczęło się od posiedzenia pojednawczego, na którym jednak do porozumienia nie doszło. Pozwany samorządowiec nie zgodził się na zamieszczenie przeprosin w portalu społecznościowym. Tylko tego domagał się oskarżyciel.
– Chodziło o zamieszczenie krótkiego nawet postu, w którym pan radny odwołałby swój wpis. Chcieliśmy, żeby przeprosił osoby uczestniczące w Marszu Równości za słowa o promowaniu homoseksualizmu i pedofilii, która jest czynem zabronionym i z którą się zupełnie nie utożsamiamy. Nie ma takiej możliwości, więc w tej sytuacji wchodzimy na drogę sądową – zapowiada Staszewski.
Tomasz Pitucha tłumaczy, że nie przystał na propozycję ugody, bo jego wypowiedź nie była adresowana osobiście do organizatora Marszu Równości.
– Po drugie, podtrzymuję swoje słowa. Na marszu w biały dzień, w środku miasta, były niesione tęczowe flagi. To jest bezpośrednia i pośrednia promocja zachowań, na które były narażone dzieci i młodzież. Mogły wywnioskować na przykład to, że wszystkie zachowania w sferze seksualnej są dozwolone. Uważam, że promocja orientacji seksualnej w centrum miasta jest niewłaściwa i niewskazana. A dodatkowo, jest wiele artykułów mówiących o tym, że środowiska homoseksualne są również bardzo mocno związane z pedofilią. Nie widzę więc podstaw do tego, żeby kogokolwiek przepraszać – wyjaśnia radny.
Jego słowa brawami nagrodziła grupa kilkudziesięciu osób, które towarzyszyły mu w sądzie. Wcześniej, kiedy za zamkniętymi drzwiami rozpoczęło się posiedzenie pojednawcze, na korytarzu zmówiły modlitwę. Gdy wychodzącego z sali rozpraw Pituchę otoczyli fotoreporterzy, można było usłyszeć: „Przystojny nasz pan radny”, „Prawdziwy mężczyzna, taki nieoszukany”.
Wcześniej ze swoich słów o Marszu Równości przed sądem musiał tłumaczyć się także wojewoda lubelski. Na początku listopada sąd uznał, że Przemysław Czarnek (PiS) mówiąc na swoim kanale w serwisie Youtube o promocji „zboczeń, dewiacji i wynaturzeń” nie złamał prawa. Sędzia Bernard Domaradzki umorzył postępowanie uznając, że nie może ograniczać swobody wypowiedzi. Bartosz Staszewski złożył już zażalenie od tej decyzji. Zapowiedział też, że w przypadku kolejnego umorzenia, skieruje sprawę do trybunału w Strasburgu.
Niezależnie od postanowienia sądu odwoławczego, wojewoda może mieć problemy na uczelni. Sprawą zajął się rzecznik dyscyplinarny Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, w którym Czarnek prowadzi zajęcia jako adiunkt w Katedrze Prawa Konstytucyjnego. To efekt listu do rektora KUL, pod którym podpisało się ponad tysiąc osób z całej Polski, w tym przedstawiciele środowisk akademickich. Jego autorzy twierdzą, że wykładowca mógł dopuścić się deliktu dyscyplinarnego i domagają się jego ukarania.
– Jest dla nas wręcz niewiarygodne, że osoba, która wykłada prawo konstytucyjne i naukowo zajmuje się klauzulą państwa prawa, jednocześnie publicznie zaprzecza powszechnie przyjętym wartościom konstytucyjnym, jakimi są poszanowanie praw mniejszości i zakaz dyskryminacji – czytamy w piśmie.
Uczelnia potwierdza, że 25 października sprawa została skierowana do zbadania przez rzecznika dyscyplinarnego, ale nie informuje o szczegółach postępowania. Ewentualną karą dyscyplinarną w tym przypadku może być m.in.: upomnienie, nagana, czasowe pozbawienie prawa do pełnienia funkcji kierowniczych na uczelniach, wydalenie z pracy w uczelni, a nawet pozbawienie prawa do wykonywania zawodu nauczyciela akademickiego na okres 10 lat.