Fala krytyki spadła na prezydenta Krzysztofa Żuka po zakazaniu organizacji Marszu Równości w Lublinie. Czy wtorkowa decyzja może mieć wpływ na wynik wyborów samorządowych?
Burza rozpętała się we wtorek, gdy prezydent ogłosił decyzję o zakazie organizacji zaplanowanego na 13 października w Lublinie Marszu Równości oraz mającej odbyć się w tym samym czasie kontrmanifestacji narodowców.
– Stanąłem przed trudną decyzją. Nie opowiadam się za żadną ze stron – ogłosił na konferencji prasowej Żuk. Powołał się na zapis Prawa o zgromadzeniach, który pozwala na zakazanie demonstracji, jeśli ta „może zagrażać życiu lub zdrowiu ludzi albo mieniu w znacznych rozmiarach”.
Te argumenty podzielił Sąd Okręgowy w Lublinie, który odrzucił odwołania złożone od decyzji Żuka przez organizatorów obu wydarzeń. Ci skorzystali z dalszej drogi odwoławczej i skierowali zażalenia do Sądu Apelacyjnego. Orzeczenie w tej kwestii zostanie ogłoszone w piątek o godz. 10.30 i będzie ostateczne.
Krytyka prawicy
Od kilku tygodni organizatorzy marszu byli w ogniu krytyki ze strony polityków prawicy. Najdalej zapędzili się w niej wojewoda lubelski Przemysław Czarnek oraz przewodniczący klubu radnych PiS w lubelskiej Radzie Miasta Tomasz Pitucha. Ten pierwszy na swoim kanale w portalu Youtube stwierdził m.in.: „Obnoszenie się ze swoją seksualnością na ulicy jest po prostu obrzydliwe. Nie promujmy zboczeń, dewiacji, wynaturzeń”. Z kolei Pitucha na Facebooku napisał, że marsz „promuje homoseksualizm i pedofilię”. Organizator Marszu Równości Bartosz Staszewski złożył przeciwko nim prywatny akt oskarżenia. Domaga się przeprosin za nieprawdziwe i zniesławiające stwierdzenia.
Po ogłoszeniu decyzji o zakazie przeprowadzenia Marszu Równości radni PiS nie kryli satysfakcji. Ale ich zdaniem prezydent źle uzasadnił swój zakaz organizacji tego zgromadzenia. – Uzasadnienie jest w pewnych momentach skandaliczne – oceniał radny Mieczysław Ryba. W decyzji prezydenta brakowało mu powołania się na możliwe nieobyczajne zachowania uczestników marszu.
O wiele łagodniej od partyjnych kolegów wypowiadał się w tej kwestii kandydat PiS na prezydenta Lublina Sylwester Tułajew. – Ja do marszu równości podchodzę w taki sposób, że wbrew temu, co mówi totalna opozycja, każdy ma prawo do tego, aby się gromadzić, aby przedstawiać swoje racje, manifestować swoje poglądy. Jednocześnie chcę powiedzieć, że ja na taki marsz się nie wybieram. Ja wybieram marsz dla życia i rodziny – mówił na antenie Radia Zet.
I nie tylko prawicy…
Po ogłoszeniu decyzji przez prezydenta krytyczne słowa pod jego adresem zaczęły płynąć także z innych stron. W swoim stanowisku Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar przytoczył szereg aktów prawnych gwarantujących wolność zgromadzeń. Powołał się m.in. na art. 57 Konstytucji oraz konstytucyjną zasadę równości, a także zapisy Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich czy Konwencję o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. – Prezydent Lublina nie może zatem uzasadniać zakazu demonstracji tym, że mogłaby ona wywołać kontrakcję z użyciem przemocy ze strony przeciwników lub grup ekstremistycznych – podkreślał Bodnar.
„Skandaliczną” decyzję Krzysztofa Żuka nazwał zarząd Nowoczesnej, ugrupowania, które poparło go w wyborach samorządowych, a jego przedstawiciele znaleźli się na listach wyborczych komitetu urzędującego prezydenta. – Zakaz Marszu Równości to przyznanie, że w Polsce o tym, czy wolno demonstrować decydują zorganizowane bandy, które są w stanie wymusić na władzach samorządowych i państwowych odpowiednie decyzje. Silne i demokratyczne państwo nie może ulegać przed szantażem grup charakteryzujących się brakiem szacunku dla drugiego człowieka, opierających się na homofobicznych i szowinistycznych postawach. Namawiamy Prezydenta do ponownego rozważenia zgody na Marsz Równości w Lublinie i wycofania się z błędnej decyzji o jego zakazie – czytamy w stanowisku władz krajowych ugrupowania.
Sytuację skomentował także Grzegorz Schetyna, przewodniczący Platformy Obywatelskiej, której szefem lokalnych struktur jest właśnie Żuk. – Uważamy, że w tej sytuacji, jeśli chodzi o Paradę Równości, to mamy wspólne zdanie. Mam nadzieję, że sąd zmieni decyzję prezydenta Żuka, a jeżeli nie, to prezydent Żuk zmieni swoje zdanie. W tej kwestii, a to ważna sprawa i symboliczna, musimy tutaj jasno powiedzieć: „tak, tak”, „nie, nie”. Jest wolność zgromadzeń, wolność wypowiedzi – podkreślił w środę w Krakowie Schetyna cytowany przez Polsat News.
Na postanowienie prezydenta szybko zareagowała posłanka PO Joanna Mucha, choć powstrzymała się od otwartej krytyki wobec partyjnego kolegi. – Jeśli Marsz Równości w sobotę w Lublinie się odbędzie, wezmę w nim udział. Mam nadzieję, że będzie nas dużo! Mam też nadzieję, że Policja zapewni nam wszystkim bezpieczeństwo! – napisała na Facebooku.
Co zrobi elektorat?
Od razu pojawiły się dywagacje, jak decyzja Żuka może wpłynąć na jego wynik w zaplanowanych na 21 października wyborach. - Po tej decyzji prezydent Żuk coraz bliżej wygranej w pierwszej turze wyborów na prezydenta (konserwatywnego) Lublina – napisał na Twitterze socjolog polityki Marcin Palade. Podobnie w internetowej dyskusji wypowiedział się pochodzący z Puław Konrad Niklewicz, związany z PO dyrektor Instytutu Obywatelskiego. – My tutaj (…) możemy mieć swoje poglądy, a większość mieszkańców Lublina może mieć inne – pisał w jednym z komentarzy.
Co na to politolodzy?
– W tym przypadku prezydent nie mógł nic wygrać, a tylko stracić. Wydaje się, że decyzja miała na celu minimalizację potencjalnych strat związanych z marszem. Żukowi, który ma duże poparcie, nie zależało na polaryzacji społeczeństwa, która w razie ewentualnych ekscesów mogłaby się pogłębiać, a na tym zyskaliby kontrkandydaci – ocenia dr Wojciech Maguś z UMCS. – Mogą być pewne przepływy elektoratu. Wyborcy o lewicowych poglądach mogą nie zagłosować na Krzysztofa Żuka w pierwszej turze, ale w drugiej - jeśli do niej dojdzie – prawdopodobnie odzyskają do niego zaufanie.
– Do tego, czy będzie druga tura, przyczyni się wiele czynników, nie tylko ta decyzja. Może ona być jakimś osłabieniem dla prezydenta w kontekście wyniku wyborów, ale nie należy tego demonizować – mówi natomiast dr Agnieszka Łukasik-Turecka z KUL.
„Łagodny” Tułajew
Politolodzy komentują też przytoczone powyżej słowa Sylwestra Tułajewa. W ich ocenie, jest to element gry wyborczej. – Poseł Tułajew przyzwyczaił do tego, że od lat, jeszcze jako radny, był oponentem Krzysztofa Żuka. Takie złagodzenie wypowiedzi może dziwić. Zmianę tonu wiązałabym z poprawą wyników sondaży, które zwiększają jego szansę na drugą turę. W niej mógłby liczyć na lepszy wynik ze względu na większe możliwości koalicyjne. W przypadku Żuka są one już raczej wyczerpane, bo jego kandydaturę poparły już takie ugrupowania, jak PO, Nowoczesna, SLD i PSL – ocenia dr Łukasik-Turecka. – Sylwester Tułajew chce pokazać, ze choć reprezentuje konkretne wartości, to jako przyszły prezydent będzie uwzględniał poglądy wszystkich stron.
– Kandydaci PiS zabiegając o elektorat wielkomiejski, muszą dostosować do nich język. Muszą ograniczać ostre słowa - dodaje dr Maguś. – Sylwester Tułajew zachował się odwrotnie do wojewody, który polaryzuje społeczeństwo i umacnia swoją pozycję jako konserwatysty. Ale on nie startuje w wyborach. A Tułajew biorąc w nich udział, musi poszerzać elektorat, bo samu przywiązanie do wartości nie gwarantuje sukcesu.