Po śmierci nieślubnego dziecka Lecha Wałęsy matka chłopczyka wyprowadziła się
do Lublina. Tak twierdzą mieszkańcy Popowa, rodzinnej miejscowości byłego prezydenta, do których dotarli dziennikarze "Expressu Bydgoskiego”.
Dziennikarze z Bydgoszczy rozmawiali ze świadkami wydarzeń, do których doszło w latach 60. Jedna z mieszkanek Popowa przyznała dziennikarzom, że doskonale pamięta czasy, kiedy w okolicy mieszkali Wałęsowie.
- Ten Lech, co wówczas robił w POM-ie, chodził do Wandy dzień w dzień, aż się cała ulica śmiała, że taki uparty (…). Gdy zaszła w ciążę, prysnął. Wandzie urodził się syn, Grzegorz - opowiada w "EB” pani Zenona.
Gdy Grzegorz miał 4 lata, utopił się. - Ludzie na Wałęsę strasznie pomstowali. Krzywo patrzyli. Czemuś zostawił, gnoju?! Na tabliczce przymocowanej do krzyżyka było napisane: "Grzegorz Wałęsa, żył lat 4” - mówi gazecie Leszek Śmichowski, dalszy krewny Wandy. I dodaje: Potem, gdy już Wanda wyjechała do Lublina z mężem, krzyż i tabliczka zginęły.
Co stało się z rzekomą matką dziecka Wałęsy? Czy nadal mieszka w Lublinie? Nie wiadomo.
Były prezydent odniósł się do sprawy nieślubnego dziecka na swoim internetowym blogu.
- O dziewczynie, dzieciach i kochaniu jako dżentelmen nie wiem, co napisać. Znałem dziewczynę bardzo mi się podobała, ale ona miała chłopaka przed poznaniem mnie, za którego wyszła za mąż, ma swoje starsze od moich dzieci, a i chyba wnuki. Założyła rodzinę znacznie wcześniej niż ja to zrobiłem. Widać nie była mi pisana - napisał Wałęsa. (mb)
Gazeta Pomorska: Leszka Wałęsy gry w zbijanego