Dwóch mężczyzn użądlonych przez osy oraz jeden przez szerszenia leży na oddziale alergologii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego przy al. Kranickiej w Lublinie. Pacjenci trafili do szpitala w ciężkim stanie. Jeden o mało co nie przypłacił ataku owada życiem.
Jerzy Ciecierski wyszedł z psem na spacer do wąwozu na Czubach. Kilka os wpadło mi za rękaw kurtki i ugryzło mnie. Zacząłem się dusić. Zdołałem dojć do domu. Żona zadzwoniła po pogotowie.
Bogusław Winiewski siedział na dachu i rozbierał komin. Nie zauważyłem gniazda szerszeni. Jeden dziabnął mnie. Poczułem, że puchnę. Tak, jakby kto pompował moje ciało pompką. Dobrze, że zszedłem z dachu. Bo za chwilę zemdlałem. Zabrała mnie erka.
O tym, że owady dawno nie zbierały takiego żniwa jak w tym roku mówi dr Teresa Stelmasiak, ordynator oddziału alergologii. Od maja mielimy już trzydziestu pacjentów w stanie mniejszego lub większego wstrząsu anafilaktycznego polegającego na dusznociach, utracie przytomnoci, wymiotach. Nasilenie objawów po użądleniu zależy od stopnia uczulenia na jad.
Ludzie zwykle nie wiedzą, czy są wrażliwi na toksyny owadów. Dr Stelmasiak radzi więc, aby osoby, które podejrzewają u siebie alergię poddały się specjalistycznym badaniom. Leczenie, czyli wyrabianie tolerancji na alergen (w tym przypadku na jad owadów) trwa długo nawet kilka lat. Alergicy muszą przez ten czas nosić przy sobie odpowiednie leki, w tym Fastject. To specjalny zastrzyk w aplikatorze, który zaraz po użądleniu wbija się w dowolne miejsce, np. na nodze i wstrzykuje lek ratujący życie.
Inwazja os i szerszeni jest tego lata szczególnie duża. Jak nam powiedziano w Komendzie Wojewódzkiej Straży Pożarnej w Lublinie strażacy przyjmują kilkanacie wezwań w ciągu tygodnia dotyczących likwidacji gniazd owadów. Jest ich dużo, bo zima była łagodna wyjania prof. Bożenna Jakiewicz, kierownik Katedry Entomologii Akademii Rolniczej w Lublinie. Rozwojowi wadów sprzyja także ciepłe i wilgotne lato.