Po kierownikach biur powiatowych ARiMR przyszedł czas na ich zastępców. W ciągu dwóch ostatnich dni odwołano 18 z 20 osób na tym stanowisku. Ludowcy wątpią, że to koniec „porządków”. Blady strach padł na pracowników KRUS.
– Podobnie jak w przypadku decyzji o odwołaniu kierowników biur powiatowych, tak i teraz korzystam z przysługującego mi prawa – zaznacza Krzysztof Gałaszkiewicz, dyrektor lubelskiego oddziału Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. – Mam prawo dobrać sobie osoby, do których mam zaufanie. Odwołane osoby były powołane na te stanowiska. Nie miały umowy o pracę.
Nerwowo w ARiMR
Przedwczoraj i wczoraj z posadą zastępcy kierownika pożegnało się w Lubelskiem 18 osób. – Mają trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Myślę, że część z nich, bo na pewno nie wszyscy, będą mogli wrócić do pracy na innych stanowiskach – zapowiada dyr. Gałaszkiewicz.
Nowi zastępcy zostaną powołani w tym tygodniu. – Dzisiaj rozpoczynam rozmowy z kandydatami – dodaje Gałaszkiewicz.
Tymczasem wśród pracowników ARiMR panuje nerwowa atmosfera. – Mówi się, że następni do zwolnienia będą naczelnicy – mówi nam anonimowo jedna z osób pracujących w Agencji. – Ma to się stać w czerwcu, kiedy zostaną wypłacone już dopłaty bezpośrednie.
– To jest kłamstwo. Żaden z naczelników pracy nie straci – podkreśla Gałaszkiewicz.
Krzysztof Hetman, europoseł PSL, nie wierzy w te zapewnienia. – Mam głębokie przekonanie, że to nie jest koniec zwolnień – mówi. – Myślę, że w przypadku odwołanych osób decydowała ocena polityczna, a nie merytoryczna. A więc najgorsza z możliwych. Niestety, te decyzje odczuwają rolnicy, którzy przed rokiem już w grudniu otrzymywali pieniądze z dopłat bezpośrednich, a teraz ich nie mają. Muszą sięgać po komercyjne kredyty, aby kupić np. środki ochrony roślin.
Dyrektor Gałaszkiewicz zapewnia, że decyzje kadrowe nie mają żadnego związku z wypłatą płatności obszarowych. – Nowi kierownicy mają już uprawnienia, aby podpisywać listy do wypłat. I to robią – zapewnia (w Lubelskiem wypłaty dopłat bezpośrednich za 2015 r. są dziś na poziomie 63 proc. – red.).
Obawy w KRUS-ie
Zwolnień boją się też kierownicy placówek terenowych KRUS. 9 lutego posadę straciła związana z PSL szefowa lubelskiego oddziału, Teresa Królikowska. – Komunikat w tej sprawie opublikowano 15 lutego. To właściwie jedno zdanie, w którym nie podano żadnych motywów takiej decyzji – przyznaje Patrycja Józefowicz z lubelskiego KRUS–u. Tymczasowo obowiązki zastępcy dyrektora pełni Jacek Grabek.
– Ludzie tracą posady, ale przyczyny nigdy nie są podawane. Jestem pewien, że nie są to decyzje merytoryczne, tylko chęć powierzenia stanowisk osobom związanym z partią rządzącą – mówi nam jeden z urzędników.
Oddziałowi lubelskiemu KRUS podlegają 22 placówki terenowe. Kiedy pytamy w centrali, czy zmiany personalne dotyczą także ich, pada odpowiedź „na razie nie” lub „jeszcze nie”.
– Obawy są – przyznaje jedna z kierowniczek placówki terenowej. – Koleżanki biorą leki na uspokojenie i czekają na wyrok. Nikt nie ma wątpliwości, że miotła zejdzie niżej. Tak samo było w ARiMR. Tam też zaczęło się od góry.
Strach przed zwolnieniami jest największy w rodzinach, w których jeden z małżonków pracuje w KRUS, a drugi w Agencji. – Jeśli oboje stracą pracę, to z czego utrzymają dzieci – pyta inny z kierowników.
Podkreśla, że wielu pracowników w terenie zaczynało pracę jeszcze za rządów AWS. Przez lata nikt nie pytał, na kogo głosowali. A teraz zastępują ich ludzie związani wyłącznie z PiS.