Andrzej P., znany chirurg, decydując o przeszczepie wątroby i nerek, wiedział, że dawca może mieć raka - twierdzi lubelska prokuratura.
Dawcą był 19-letni Grzegorz G. z Ryk. 9 czerwca 2005 r. chłopak stracił przytomność. Prawdopodobnie zachłysnął się lekami. Przez kilka dni leżał na oddziale intensywnej terapii w Rykach. Potem został przewieziony
do PSK-4 w Lublinie. 17 czerwca lekarze stwierdzili śmierć mózgu. Rodzina zgodziła się na przeszczep. Decyzję podjął Andrzej P. z kliniki chirurgii i transplantologii.
- Od innego lekarza wiedział, że istnieje duże prawdopodobieństwo, że organy dawcy są zainfekowane chłoniakiem. A więc nie można ich przeszczepiać - mówi Marek Woźniak, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie.
Kobieta, która otrzymała nerkę zmarła na raka. Zachorował też drugi z biorców. Prokuratura postawiła lekarzowi zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci pacjentki oraz umyślnego narażenia życia mężczyzny. Doktor po przesłuchaniu wrócił do domu. Ma wpłacić 20 tys. zł poręczenia majątkowego.
(er)