Nadzór budowlany: Dokumenty albo rozbiórka targowiska. Dzierżawca: To nie jest nieruchomość, płacimy opłatę targową. Proceduralny spór o targowisko z ulicy Ruskiej.
Szykuje się kolejny etap sporu, który trwa od bardzo wielu miesięcy. Chodzi o targowisko powstałe na dawnym placu manewrowym PKS, terenie, który jest własnością spółki Lubelskie Dworce, należącej do samorządu województwa. Plac dzierżawi Euro Consult.
Na konkurencję od lat skarżą się kupcy z Bazaru i Targu pod Zamkiem. Grozili pikietami, pisali skargi i zażalenia. Od dawna tłumaczą, że bazar to nieuczciwa konkurencja, oferująca tani, niskiej jakości towar.
Teraz targowiskiem zajął się nadzór budowlany, który przeprowadził tam kontrolę. W piątkowym Kurierze Lubelskim Joanna Jać, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego miasta Lublin, wypowiadała się, że targowisko jest samowolą budowlaną. Pani inspektor dodała, że legalizacja tego targowiska jest niemożliwa ze względu na nowy, niedawno uchwalony przez Radę Miasta, plan zagospodarowania przestrzennego dla tej części Lublina. Dlatego na dzierżawcę tego terenu, czyli firmę Euro Consult, inspektor nałożyła obowiązek przedstawienie dokumentu zgodności z planem zagospodarowania. Firma ma na to czas do 30 czerwca. Jeżeli nie dopełni tego obowiązku, to po dwóch tygodniach zostanie wydany nakaz rozbiórki.
Tymczasem firma Euro Consult nie boi się decyzji o rozbiórce. – Po pierwsze nie mamy jeszcze tej decyzji na piśmie, więc nie możemy się do niej odnieść. Po drugie, jak można wydać decyzję o rozbiórce ruchomości, bo przecież stragany i namioty kupców na naszym targu są właśnie ruchomością, a nie nieruchomością – mówi Andrzej Ziętek ze spółki Euro Consult. – Od trzech lat miasto Lublin pobiera od nas opłatę targową za ruchomości, a nie podatek od nieruchomości. Jeżeli w przyszłości stragany i namioty zostaną uznane za nieruchomości, wówczas w imieniu naszych podnajemców, dzierżawców gruntu, zwrócimy się do miasta o zwrot nadpłaconych kwot w formie opłaty targowej. A nie są to kwoty małe, bo co miesiąc do kasy miasta wpłacamy po kilkadziesiąt tysięcy złotych, rocznie daje to prawie milion złotych – kończy Andrzej Ziętek.
Z przedstawicielem właściciela terenu nie udało nam się w niedzielę skontaktować.