Paweł Wróblewski ma 150-hektarowe gospodarstwo, 250 sztuk bydła (w tym 80 dojnych krów) i milion złotych kredytu do spłacenia. Jeśli nic się nie zmieni, nie będzie miał na spłacanie rat. Dlatego blokuje drogi
Rocznie produkuje 500 tys. litrów mleka. Co jakiś czas modernizuje swoje gospodarstwo. Wziął kredyty, kupił prasę, ciągniki, kosiarki. - Ale ostatnio jest coraz gorzej. Za litr mleka płacą mi 1,20 zł, a koszty produkcji to 1,30 zł. Boję się, że w końcu zabraknie mi na spłacanie rat. To 20 tys. zł miesięcznie. Na paliwo wydaję kolejnych 12 tys. zł, a na pasze 13 tys. zł - wylicza.
"Trzeba dogadać się z Rosją"
Pan Paweł za wszystko obwinia polityków. Według niego nie powinni prowadzić wojny dyplomatycznej z Rosją, bo doprowadziło to do wprowadzenia embarga. Tymczasem Rosja była największym rynkiem zbytu.
- Trzeba dogadać się z Rosjanami, bo nic z tego nie będzie. A Kopacz i Sawicki muszą podać się do dymisji, skoro nie potrafią znaleźć nam rynków zbytu - uważa rolnik z Jasionki. Razem z innymi rolnikami w ramach protestu zablokował drogę między Parczewem, a Wisznicami.
W czwartek będą pikietować w Parczewie na jednym z największych skrzyżowań w miasteczku u zbiegu ul. 11 Listopada i al. Zwycięstwa.
Gdzie blokują
To nie jedyny taki protest w woj. lubelskim. Kilkudziesięciu rolników blokuje drogę krajową nr 17 w Krynicach między Zamościem a Tomaszowem Lubelskim. Kolejnych kilkadziesiąt osób od kilku dni pikietuje w Radzyniu Podlaskim na skrzyżowaniu dróg krajowych nr 19 i 63.
Ciągnikiem na Warszawę
Wszyscy z niecierpliwością czekają na wieści z Warszawy, gdzie pod Ministerstwem Rolnictwa pikietuje około dwustu rolników z całej Polski, a w budynku trwają rozmowy z ministrem Markiem Sawickim.
- Pojechało tam pięć autokarów z Parczewa i 17 ciągników z Radzynia Podlaskiego, które najpierw dojechały do Zdanów koło Siedlec. Część osób wyruszyło samochodami - mówi kom. Renata Laszczka-Rusek z lubelskiej policji.
W sumie w okolice stolicy zjechało około 200 traktorów z całego kraju. Zatrzymali się na obrzeżach Warszawy w miejscowości Zakręt.
Rolnicy zapowiadają, że jeśli rząd nie spełni ich żądań, będą do odwołania blokować drogi między Warszawą a Lublinem i Lublinem a Radomiem.
Żal kierowców
Domagają się rekompensat za szkody, które wyrządziły dziki (według niektórych wyliczeń zniszczenie jednego hektara, to strata w wysokości 10 tys. zł) i dopłat do produkcji trzody i mleka.
- Żal mi kierowców, ale tylko w taki sposób możemy walczyć o swoje postulaty - tłumaczy Wróblewski.
Co na to rząd? - Szkody spowodowane przez dziki powinien płacić inny resort, a nie ministerstwo rolnictwa - mówił w środę w TVP Info minister Sawicki. - Jeśli chodzi o cenę skupu trzody chlewnej, to takie dołki cenowe się zdarzają. Oczekiwanie od ministra rolnictwa, że będzie kształtował ceny, jest niezasadne. Niech rolnicy nie tracą czasu na jazdę do Warszawy, bo tutaj nie znajdą pieniędzy
Po południu lider protestu Sławomir Izdebski zerwał rozmowy z rządem i po 20 minutach wyszedł z ministerstwa. Zerwanie rozmów dementował z kolei minister Sawicki, który twierdził, że 12 organizacji rolniczych uczestniczyło w rozmowach, wyszła jedna.
Pat trwa, a blokady mogą potrwać kilka dni.
wideo: x-news