Parki, deptaki i centra handlowe. Wszędzie tam, a nie w salach lekcyjnych, można dziś spotkać uczniów.
- Nie ma nikogo, ani jednego ucznia - mówi spacerując po pustym korytarzu Zbigniew Jakuszko, dyrektor V LO w Lublinie. - U nas też nikt nie przyszedł. Mimo, że szkoła jest otwarta, a młodzież miałaby zapewnioną opiekę - dodaje Krzysztof Styczyński, przewodniczący komitetu strajkowego w lubelskim III LO. Tu do strajku nie przystąpił tylko katecheta.
Realizacja Agnieszka Antoń
Pozostali nauczyciele przyszli do szkoły, ale nie na lekcje. Wypełniali dokumenty, sprawdzali sprawdziany. - Nikt nie siedział bezczynnie - zapewnia Styczyński. Podobnie, jak w SP nr 6 w Zamościu, gdzie strajkowało 30 z 36 nauczycieli. - Szkoła jest oflagowana, ale otwarta na uczniów. Tyle, że nie przyszedł ani jeden - opowiada Artur Zawiślak, wiceprezes zamojskiego oddziału ZNP, a jednocześnie wuefista z "szóstki”.
Tak samo, jak Zespole Oświatowym w Kąkolewnicy, gdzie uczy się ponad pół tysiąca osób. Od rana czekał na nich dyrektor. Sam, bo cała kadra strajkowała. Nie przyszedł ani jeden uczeń. Gmina już wcześniej odwołała kursy autobusów dowożących uczniów. W innych gminach autobusy radzyńskiego PPKS woziły powietrze. - Rano wysłaliśmy 20. Jechał w nich zazwyczaj 1 lub 2 uczniów - mówi Marek Kożuch, planista PKS.
Zamiast w szkołach, młodzież można było spotkać w parkach czy centrach handlowych. - To idealny dzień na spacer - mówi Katarzyna Zielińska z III klasy lubelskiego Gimnazjum nr 1. - Albo na zakupy - dodaje Joanna z I klasy Zespołu Szkół Chemicznych, która razem z koleżanką wybrała się do Centrum Plaza.
Kilkunastu uczniów pojawiło się w lubelskiej SP nr 6. - Na 674, którzy się u nas uczą - wylicza dyrektor Danuta Nowakowska-Bartłomiejczyk. Tu nie strajkowało 12 pracowników, m.in. Andrzej Walenciej. - Nie ma znaczenia, czy będę siedział z nauczycielami w jednym pokoju, czy zostanę z dziećmi w świetlicy - podkreśla. - Najważniejsze, że w pełni popieram strajkujących.
Dzięki temu Ania z 3C miała opiekę. - Mogłam zostać w domu i się nudzić. Wolałam przyjść do szkoły - tłumaczy dziewczynka. O rok młodsza Basia, także z SP nr 6, wybrała... babcię. Obie spotkaliśmy na spacerze w Ogrodzie Saskim. - Dla mnie to przyjemność, jak mogę spędzić czas z wnuczką - podkreśla pani Jadwiga.
Teresie Mazur z Zamościa wczorajszy strajk też nie przeszkadzał. - Jej córka, Monika uczy się w I klasie SP nr 7. - Jedna nauczycielka musi zapanować nad rozkrzyczaną gromadką, zapewnić maluchom bezpieczeństwo i opiekę m.in. na wycieczkach i basenie - wylicza pani Teresa. - Wszystko za marne grosze.
Bardziej rozgoryczeni byli rodzice przedszkolaków. - Strajk w przedszkolach to przesada - mówi pani Elżbieta, mama 4-latka z przedszkola nr 8 w Zamościu. - Przecież rodzice nie są niczemu winni.
A mimo to większość z nich nie wysłała swoich pociech do przedszkoli. - Poprosiłam o pomoc emerytowaną nauczycielkę. Jeden z rodziców, właściciel pizzerii, miał dostarczyć na obiad pizzę - wylicza Dorota Karczmarczuk, dyrektor przedszkola nr 19 w Lublinie, gdzie strajkowała cała załoga. - Tymczasem na 100 dzieci przyszła jedna dziewczynka. I to tylko dlatego, że wcześniej chorowała i jej mama nie wiedziała o strajku.
W całym regionie protestowało ponad 30 tys. pracowników z 70 proc. placówek oświatowych. W niektórych gminach (Kąkolewnica, Sosnowica, Fajsławice) do protestu przystąpili wszyscy pedagodzy. Z drugiej strony np. w Kraśniku na 20 placówek strajkowało zaledwie 3. W Zamościu - połowa. A w Lublinie na 125 placówek -109.
Nauczyciele domagają się wzrostu wynagrodzeń, zachowania uprawnień emerytalnych i Karty Nauczyciela. Rząd ma się spotkać ze związkowcami w piątek.
(AK, BN, FP, PIM)