Za komuny jak już ktoś pił w pracy, na służbie, to najczęściej był to robotnik budowlany ("no to zdrowie na budowie!”), rzemieślnik albo kombajnista czy traktorzysta z pegeeru i w ogóle lud wykonujący proste zawody. Dziś na służbie i zarazem "na bani” najłatwiej chyba spotkać można funkcjonariusza policji, posła, mecenasa, dyrektora jednostki budżetowej. Przez ubiegły rok samych tylko "napranych” w godzinach pracy policjantów z Lubelszczyzny naliczyliśmy i zaprezentowaliśmy na naszych łamach ponad 20!
trudniej dziś zdobyć etat w fabryce niż mandat w Sejmie.
Niestety, wygląda na to, że w Polsce, przynajmniej w niektórych branżach, wciąż utrzymuje się klimat proalkoholowy. Przykładem wysoki awans lubelskiego komendanta - akurat przełożonego najbardziej rozpitej w kraju policji.
Ponieważ diabeł nie śpi i niekiedy nawet porządnym, rozważnym, ludziom potrafi zrobić w głowie tsunami i skłonić ich do niemądrych zachowań, przygotowaliśmy poradnik, który kuszonym do złego i ze złem walczącym może się przydać nie tylko w sierpniu, ogłaszanym każdego roku przez Kościół Miesiącem Trzeźwości.
Zacznijmy zatem od początku:
Człowiek się napił i idzie
do pracy
Pracownik, który stawił się w firmie w stanie nietrzeźwości, nie może wykonywać pracy. Jeśli kierownik zakładu pracy albo osoba przez niego upoważniona mają uzasadnione podejrzenie, że pracownik nie jest trzeźwy, mają obowiązek niedopuszczenia pracownika do pracy - kwestię tę reguluje art. 17 Ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi.
Pijany nie popracuje
Podejrzewany przez kierownictwo pracownik nie ma obowiązku poddać się badaniom na trzeźwość. Ale jeśli jest trzeźwy, nie ma najmniejszego sensu, by się przed badaniem bronił; pracodawca nie mogąc zweryfikować swych podejrzeń przy pomocy alkomatu, ma prawo odesłać pracownika do domu. Na pewno zrobi to na stanowiskach, na których jest duże ryzyko wypadku lub na których praca związana jest z zapewnieniem bezpieczeństwa innym ludziom.
Kto ma kaca, niech do domu wraca
Z "wczorajszym” pracownikiem też dla pracodawcy kłopot niemały. Z jednej strony nie zawsze można go odsunąć od czynności służbowych w oparciu o przepisy o wychowaniu w trzeźwości (promile mogły zdążyć wyparować), z drugiej taki pracownik, z pękającą głową i spragniony niczym smok wawelski, niewiele jest wart. Co więc nim począć? Najlepiej, jeśli uda się go przekonać, aby poszedł sobie odpocząć do domu i stawił się jutro. A jak się upiera, że woli zostać? Gdy do obowiązków skacowanego należy wykonywanie pracy związanej z bezpieczeństwem swoim lub innych, bezwzględnie należy go od pracy odsunąć. Ponieważ odsunięcie jest skutkiem niezdolności pracownika do pracy z jego winy, za czas tego odsunięcia pracownik nie ma prawa do wynagrodzenia. Z tego względu protokół z odsunięcia (z podpisami świadków) jest jak najbardziej pożądany.