Trzeba podjechać po cywilnemu. Poczekać aż "parkingowi” poproszą o kilka złotych. Wyłapać po kolei. I po sprawie - mieszkańcy Lublina znaleźli pomysł, jak zlikwidować proceder wymuszania. Czy policja i straż miejska z niego skorzysta?
Mnie też to spotkało
Mieszkanka Lublina: - Muszę parkować trzy razy w tygodniu przy Peowiaków. Mam zawsze bilet. Gdy nie chciałam zapłacić pijanemu parkingowemu, porysowali mi samochód. Nawet nie zgłaszałam tego straży czy na policji, bo za rękę nikogo nie złapałam.
Mieszkaniec Lublina: - Na pl. Katedralnym podeszło do mnie dwóch siedemnastolatków. Zażądali haraczu. Oświadczyłem, że nie zapłacę. Poradzili, bym zmienił parking. Inaczej zniszczą mi samochód.
Właściciel kiosku: - Pracuję niedaleko parkingu przy ul. Peowiaków. Widzę co tam się dzieje. "Parkingowi” ten sam bilet sprzedają kilka razy. Po południu pojawiają się dzieci, które są bardzo natarczywe i nieraz słyszałem jak ludzie skarżyli się na ich obcesowość.
Winna straż miejska
Jak rozwiązać problem?
My ich rozumiemy
Andrzej Kowalski, Lublin: - Bezprawie jest wyżej. Ci ludzie nie mają z czego żyć. Przecież jeden z nich usiłował to zalegalizować, ale podatki są zbyt wysokie. Doświadczyłem podobnej sytuacji. To wina urzędników, którzy coraz bardziej utrudniają życie ludziom, stale windują podatki.
A co na to straż miejska? Wczoraj po południu zadzwonił do nas jej szef - Ireneusz Hajczuk. - Chcemy powiedzieć, jak to wygląda z naszej strony. Zapraszam.
• Relację ze spotkania ze strażnikami miejskimi oraz kolejne głosy Czytelników w tej sprawie zamieścimy w poniedziałkowym wydaniu Dziennika, tel. 534-06-34, 534-06-44