- Mam takie wrażenie, że w Polsce docenia się nas bardziej niż w niektórych lubelskich środowiskach – Rozmowa z Kamilą Lendzion, dyrektorem Opery Lubelskiej
- Minął rok od powstania Opery. Jak pani podsumuje ten czas?
– Pierwszy rok działalności Opery, nie ukrywam, był bardzo intensywny. Jako najmłodsza scena tego typu w Polsce wystawiliśmy w jednym sezonie dwie duże premiery. We wrześniu była Tosca, a w marcu Jesus Christ Superstar. Działamy w ramach własnego, świetnego zespołu artystycznego, ale zapraszamy również wielkie głosy scen polskich, jak również światowych. Na naszej scenie w operowej „Tosce” można było usłyszeć m.in. Tadeusza Szlenkiera – tenora, którego widzom interesującym się operą nie trzeba przedstawiać, Pawła Skałubę doskonałego tenora, solistę Opery Bałtyckiej , Dariusza Macheja – bas śpiewaka operowego czy też fenomenalną Karinę Skrzeszewską, która jest obecnie solistką naszej opery. Jak również wielu innych znakomitych solistów. Mam tylko nadzieję że się nie obrażą ci, których pominęłam. Teraz na najbliższe wydarzenie premierowe – operę „Don Giovanni” – zaprosiliśmy Rafała Siwka, wyśmienitego basa, który śpiewa na wielkich scenach operowych całego świata.
- Przekształcenie Teatru Muzycznego w Operę było bacznie obserwowane zarówno przez zwolenników jak i przeciwników.
– No cóż, mam takie wrażenie, że w Polsce docenia się nas bardziej niż w niektórych lubelskich środowiskach. W momencie przekształcania się Teatru Muzycznego w Operę, otrzymałam bardzo duże wsparcie od moich kolegów z innych instytucji operowych. Trzymali za nas kciuki.
Byli też i tacy, którzy troszeczkę powątpiewali. Mieli do tego prawo, bo to nie było łatwe zadanie.
Nie każdy potrafi podjąć się takiego zadania, ale ja lubię ryzyko. I zrobiliśmy to wspólnie z moim zespołem. Dziś Lublin ma operę, a z perspektywy czasu można to uznać za wydarzenie historyczne, coś naprawdę wyjątkowego. Gdy emocje już opadły, wszyscy zaakceptowali ten fakt. My, mówię tu „my” bo myślę o zespole współpracowników Opery, robimy wszystko, aby dobrze się wpisać w kulturalną mapę Lublina i województwa lubelskiego. Nasze działania służą temu, żeby mieszkańcy naszego regionu mogli też doświadczyć obcowania z wysoką kulturą, nie musząc wyjeżdżać dalej. Mówię o tym z satysfakcją, bo frekwencja na naszych spektaklach świadczy o tym, że publiczność docenia efekty naszej pracy.
- Mamy dwie instytucje muzyczne wysokiej kultury: Operę Lubelską i Filharmonię. Czy można powiedzieć o pewnym przenikaniu się tych światów, bliskich, ale odrębnych?
– Dobrze pan zauważył: są to instytucje wysokiej kultury. Jednak różniące się charakterem. Z racji tego, że została stworzona Opera na bazie teatru muzycznego nie poprzestajemy tylko na wielkich dziełach z gatunku operowego. Nadal można zobaczyć na naszej scenie lżejsze formy spektakli muzycznych: musicale, operetki jak również bajki muzyczne dla najmłodszych. I moim zdaniem taka polityka programowa przynosi sukces.
- Kultura wysoka wymaga odbiorców. Nikt nie będzie grać dla pustej sali. Jaka jest frekwencja w Operze?
– Sztuka wymaga widza, słuchacza. Tutaj wkraczamy w świat matematyki, tak bliski muzyce. Z naszych analiz wynika, że w ubiegłym sezonie artystycznym odwiedziło nas prawie 35 000 widzów. Pokusiliśmy się o wyliczenie, ile procent miejsc było zajętych na każdym spektaklu. Wynik to 96,7 proc.
To chyba najbardziej twardy argument dla oponentów powstania Opery na Lubelszczyźnie. Chciałam podkreślić, że nasza instytucja zaczyna być również dostrzegana w Polsce bowiem najwięcej widzów spoza Lublina to publiczność z Warszawy a także Rzeszowa, Kielc, Krakowa. Widzowie ze stolicy, mimo bardzo bogatej oferty artystycznej w swoim mieście, wybierają Lublin. Świadczy to również o tym jaki potencjał turystyczny tworzą tego typu instytucje kultury. Widz przyjeżdża do Lublina nie wykluczone, że zostaje tu na noc, korzysta z restauracji, hotelu etc. jednym słowem zostawia pieniądze u naszych , lubelskich przedsiębiorców.
Za Operą stoi wysoki poziom artystyczny naszych produkcji. Nieraz zapełnialiśmy widzami, liczącą ponad 700 osób, salę operową Centrum Spotkania Kultur, chociażby na Jesus Christ Superstar, który był już grany siedem razy przy pełnej widowni. Przed powstaniem Opery graliśmy na małej sali, dla widowni liczącej ponad 320 miejsc. Liczby zatem mówią, że przekształcenie Teatru Muzycznego w Operę miało sens.
- W przestrzeni medialnej padł głos, że spektakle La Traviaty wystawiony we wrześniu to „pomyłka”. Jak może się pani odnieść się do tej oceny?
– Na początek słowo wyjaśnienia. Wszystkie teatry operowe rozpoczynają sezon w październiku lub ostatnich dniach września. W tym roku, ze względu na grafik wykorzystania sali operowej Centrum Spotkania Kultur w Lublinie, stwierdziliśmy że zaryzykujemy i zagramy La Traviatę 14 i 15 września. Na pierwszy spektakl sprzedał się komplet widowni. Na drugi ok. 60 biletów. Ponieważ do spektaklu było tylko dwa tygodnie, a nasz nowy operator sprzedaży biletów dopiero poznawał naszą operę stwierdziliśmy , że nie będziemy czekać. Podjęliśmy decyzję, że wystawimy tylko jeden spektakl: 14 września. Na La Traviatę we wrześniu na salę liczącą 763 miejsca, sprzedaliśmy 711 biletów na pierwszy termin. Padł zarzut, że należało wystawić Traviatę na małej sali dwa razy, zamiast odwoływać spektakl z 15 września. Byłoby to jednak niegospodarne, bo grając dwa razy na mniejszej sali mamy podwójne koszty. Artyści występujący gościnne tylko 14 września otrzymali gaże za jeden występ. A 15 września miał wystąpić wyłączni nasz zespół, w ramach umowy o pracę w operze. Nikt nie dostał gaży za odwołany spektakl. Czyli, jak pan widzi, wszystko było racjonalnie rozwiązane.
- Wróćmy jeszcze na moment do połączenia. W mediach przewijało się szczególnie słynne „dyrektorem będę ja”. Jak pani to ocenia z perspektywy czasu?
– Jestem otwarta na krytykę, każdy ma prawo do swojego zdania. Jeżeli jednak mamy możliwość, żeby w naszym mieście, Europejskiej Stolicy Kultury 2029, działała opera, to dziwią mnie argumenty przedstawiane bez racjonalnego uzasadnienia. Tylko po to, aby protestować, dla zasady. Teatr Muzyczny, mający ponad 75 letnią tradycję, na trwale zapisał się w historii Lublina, ale trzeba się rozwijać, iść do przodu. Lublin zasługuje na operę z ambitnym repertuarem, ale i lekką formą. Mamy do tego zarówno predyspozycje, jak i profesjonalny zespół artystyczny oraz świetną salę w Centrum Spotkania Kultur. Tę sytuację dobrze obrazują komentarze pod informacją o przydzieleniu Lublinowi ESK 2029: „brawo Lublin, ma i filharmonię, i operę” Właśnie Lublin ma te dwie instytucje, które były olbrzymimi atutami przy przyznaniu nam organizacji ESK 2029.
W ubiegłym roku studiowałam dyplomację w kulturze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pani profesor Bożena Gierad-Bieroń mocno trzymała za nas kciuki,
właśnie dlatego że mamy Operę i Filharmonię. Takich głosów z ust uznanych autorytetów świata kultury usłyszałam znacznie więcej.
Odnośnie „dyrektorem będę ja”: tak, jestem dyrektorem, to prawda. Powiem szczerze, z perspektywy czasu śmiałam się, że muszę nabyć tę koszulkę z tym hasłem. Absolutnie. To już jest koszulka historyczna. Te słowa padły przecież w innym kontekście, na wewnętrznym, zamkniętym spotkaniu z zespołem. Ktoś to potajemnie nagrał i upublicznił, co uważam za czyn mocno niestosowny. Wiele razy tłumaczyłam, że powiedziałam to w sposób sarkastyczny, żartobliwy. Ktoś usilnie dopytywał się, czy zostanę tym dyrektorem. Nie mam na to wpływu, jak ktoś zinterpretował moje słowa. Sytuacja ta natomiast nauczyła mnie, że zawsze trzeba być uważnym i faktycznie nie można sobie pozwolić na swobodne, luźne sformułowania, które później mogą być w inny sposób odbierane. No cóż złośliwości i braku życzliwości nie unikniemy. Ale przeszłam nad tym do porządku dziennego. Robię swoje.
- Zespół jest obecnie podzielony?
– Dziś nie dostrzegam żadnych podziałów. Kiedy w 2018 roku objęłam funkcję dyrektora, pierwsze dwa lata były dosyć trudne, relacje międzyludzkie były często niewłaściwe, atmosfera kulała. Nie było łatwo, ale udało się wspólnym wysiłkiem. Skupiamy się na tym, żeby grać, rozwijać się i nieustannie podnosić poziom. To jest dla mnie najważniejsze, rozwijać się jako Opera Lubelska, ku zadowoleniu naszej kochanej publiczności.
- „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” – słowa kanclerza Jana Zamoyskiego są zawsze aktualne. Widza też trzeba edukować.
– Rzeczywiście: w dobie social mediów odbiór sztuki musi być poprzedzony edukacją. Dlatego wprowadzamy m. in. projekt „Popróbuj Opery”, czyli tak zwane próby otwarte. Od listopada młodzież będzie miała sposobność uczestniczenia w próbie kostiumowej. Na żywo zobaczą pół spektaklu, a na drugą cześć mogą się wybrać do Opery. Uważamy, że młodych ludzi trzeba przyzwyczajać do sztuki wymagającej znacznie więcej niż ekran komórki. Nie wolno nam jednak znużyć młodego widza. Dlatego na początek oferujemy lekkie formy: operetki, musicale. Jesteśmy już po spotkaniach z prezydentem miasta Mariuszem Banachem i kuratorem Tomaszem Szabłowskim. Nasze otwarte zaproszenia skierujemy do szkół średnich i ostatnich klas szkół podstawowych. To jest ciekawy czas w życiu człowieka, w którym rozwijają się różnego rodzaju pasje, właśnie wtedy można złapać bakcyla sztuki. Dlatego wystawiamy także naszą ostatnią premierę Jesus Christ Superstar. Organizujemy też koncert niepodległościowy, przełamując stereotyp poważnych form wystawianych z okazji 11 listopada, a więc Święta Niepodległości. Wyreżyserowaliśmy koncert „Nie gniewaj się na mnie Polsko”. Z przebojami właśnie tego typu jak ten hit zespołu Republika, w zupełnie inny sposób pokazaliśmy, jak można pamiętać o naszych rocznicach, nie tylko w formie patetycznych widowisk.
- Przed nami też wielkie widowiska?
– Tak jest, bo jesteśmy operą. Na 25 i 26 stycznia szykujemy kolejną dużą premierę. Operę „Don Giovanni” z muzyką Wolfganga Amadeusza Mozarta, w reżyserii Wojciecha Adamczyka, twórcy między innymi serialu ,,Ranczo”. Za scenografię będzie odpowiada Marek Chowaniec, który współpracował między innymi z Januszem Józefowiczem. Za kostiumy odpowiada Maria Balcerek wielokrotnie nagradzana za projekty. Obsadą też musimy się pochwalić, mamy artystów z „najwyższej półki” – Rafał Siwek, Karina Skrzeszewska, Aleksandra Orłowska, Aleksandra Łaska.
Muszę się pochwalić, że Aleksandra Łaska została przeze mnie zauważona i odkryta na Ogólnopolskim konkursie wokalnym im. B. Paprockiego w Bydgoszczy. Debiutowała na naszej scenie Operowej w La Traviacie. W tej chwili, chociaż jest na początku swej drogi artystycznej, zapowiada się naprawdę oszałamiająca kariera. Ja w każdym razie mocno trzymam kciuki.
Zapowiada się wyjątkowy spektakl, z piękną scenografią, fantastycznymi głosami, a wszystko pod kierownictwem Vincenta Kozlowskiego, Jak pan widzi dużo pracy przed naszym zespołem.
Rozpoczynamy kolejny rok działania, przed nami wiele nowych projektów, a tym samym wiele wyzwań. Jestem przekonana, że wkład Opery w rozwój życia kulturalnego województwa lubelskiego kiedyś historia oceni pozytywnie.