Podróżni będą mieli wielki kłopot, jeśli tory zdjęte z remontowanego wiaduktu nad ul. Kunickiego nie zostaną odbudowane na czas. Tymczasem jedyna firma, która chce je odtworzyć złożyła zbyt drogą ofertę.
– Szacujemy, że bez tych torów na dworcu opóźnionych byłoby 60 pociągów – mówi Zygmunt Grzechulski, dyrektor Zakładu Linii Kolejowych w Lublinie.
Obydwa tory zdemontowała firma, która przebudowywała wiadukt. Latem odstąpiła od umowy i zostawiła rozgrzebany plac budowy. Do dokończenia pozostało po niej bardzo dużo: przebudowę wiaduktu, poszerzenie i obniżenie jezdni, nowe tunele dla pieszych, nowy skwer i przedłużone przejście podziemne pod peronami.
Kolej próbowała szukać nowego wykonawcy, ale na uporanie się ze wszystkim narzuciła tak krótki termin, że nie zgłosił się nikt. Jednak o ile bez dłuższego przejścia podziemnego, czy nowego skweru będzie jeszcze można się obejść, o tyle gorzej będzie z torami. Kolejarze postanowili zatem poszukać firmy, której powierzą samo tylko odtworzenie zdemontowanych torów. I z tym też jest problem.
Na wczoraj zaplanowane zostało otwarcie ofert w przetargu na położenie brakujących szyn. Okazało się, że jedyna oferta jest za droga. Kolej zarezerwowała na to niecałe 550 tys. zł netto, zaś oferta opiewa na blisko 770 tys. zł.
Teraz wyjścia są dwa. Albo kolej unieważni przetarg, co może zrobić komisja przetargowa w Lublinie, albo dołoży brakującą kwotę, a taką decyzję może podjąć tylko warszawska centrala spółki PKP Polskie Linie Kolejowe. Po unieważnieniu przetargu trzeba by ogłaszać nowy, ale wtedy nie byłoby pewności, że robotnicy zdążą przed wejściem w życie nowego rozkładu, ani pewności, że wpłyną tańsze oferty.
Jeśli tory nie będą odbudowane na czas największe kłopoty będą z wpuszczaniem pociągów jadących od strony Chełma. Ale nie tylko. Przepisy określają m.in. czas postoju pociągu na peronie, którego nie można skrócić. Utrudniony dojazd do peronów może zburzyć układankę, którą jest rozkład jazdy.
Decyzja o dalszych losach przetargu może zapaść na początku przyszłego tygodnia.