Władze Lublina chcą wiedzieć, czy w pomniku pamięci pomordowanych Żydów rzeczywiście jest urna i co zawiera: prochy pomordowanych czy ziemię z miejsc kaźni. Od tego zależy los inwestora, który na miejscu obelisku chce zbudować parking.
ku Czci Ofiar Masowej Eksterminacji Ludności Żydowskiej ze skweru przy ul. Świętoduskiej. Wybór padł na plac obok jesziwy przy ul. Lubartowskiej. Jest zgoda władz Lublina. Również akceptacja Żydowskiej Gminy Wyznaniowej z Warszawy była bliska.
Ale wczoraj wybuchła bomba. Dziennik otrzymał wiadomość od Morissa Wajsbrota, szefa organizacji lubelskich Żydów mieszkających w Nowym Jorku. Twierdzi on, że podczas odsłonięcia pomnika w 1963 roku umieszczono w jego podstawie urnę z ziemią i prochami pomordowanych Żydów.
Na dowód przesłał nam zdjęcie z uroczystości, w której brał udział. Wajsbrot nie godzi się na przenosiny pomnika.
Informacja o urnie zaskoczyła i władze miasta, i członków stołecznej gminy. Prezydent Lublina i jego zastępcy głowili się wczoraj, jak zareagować. – Wyślemy pismo do konserwatora zabytków z pytaniem, czy w pomniku umieszczono prochy pomordowanych. Ale to mało prawdopodobne. To raczej ziemia z miejsc kaźni, co nie powinno być przeszkodą w przeniesieniu obelisku – tłumaczy Tomasz Rakowski, rzecznik prezydenta Lublina.
Jednak Żydowska Gmina Wyznaniowa chce wiedzieć, co dokładnie znajduje się w urnie. Bo w żydowskim prawie ekshumacja dopuszczona jest tylko w wyjątkowych sytuacjach.
Tymczasem szef spółki Arkady jest coraz bardziej zdenerwowany. – Środowisko żydowskie jest podzielone. Jak część popiera inwestycję, to pozostali zrobią wszystko, żeby przeszkodzić. A my jesteśmy ofiarą tych rozgrywek. Liczę na zdecydowaną reakcję miasta – mówi Andrzej Wilczewski, prezes Arkad.
Tam, gdzie teraz stoi pomnik, spółka chce zbudować podziemny parking, postawić galerię handlową, wyremontować budynek dawnej kawiarni oraz dobudować skrzydło do Ratusza. Tymczasem czas ucieka – roboty muszą się zakończyć do 2010 roku.