Z klatek wyjęto parę kotów oraz psów i zaledwie jednego lisa. – Dalsza akcja nie ma sensu – zgodnie uznali ci, którzy mieli odłowić lisy oraz urzędnicy, którzy im to zlecili. Umowę rozwiązano za porozumieniem stron. Kolejna próba jesienią
Bezkrwawe polowanie zaczęło się w połowie lutego. W czterech punktach miasta zostawiano na noc klatki z przynętą. Miało to działać tak: lis zwabiony wonią pożywienia wchodzi do klatki, która zaraz za nim się zamyka i nie pozwala mu wyjść. Potem zwierzę dostaje środek nasenny i budzi się już poza miastem. Proste? Tylko z pozoru.
– Nasze pożywienie już teraz lisów nie interesuje. Mają inne zajęcie, krążą koło lisic – mówi Wiesław Piątkowski, zastępca dyrektora Wydziału Ochrony Środowiska w Urzędzie Miasta. Ciepła i bezśnieżna zima sprawiła, że rudzi przybysze mieli pod dostatkiem pożywienia i nie musieli się łakomić na to, czym wabili ich ludzie.
– W rejonie Lubelskiego Klubu Jeździeckiego do klatek nagminnie łapały się koty. Zdarzyły się też ze dwa psy – przyznaje Anna Doraczyńska-Filipczak, lekarz weterynarii, która na zlecenie miasta prowadziła akcję. – W klatkę złapał się tylko jeden lis, przy Wądolnej. Akcja nie przynosiła efektów, więc doszliśmy do wniosku, że kończymy tę robotę – dodaje. Wcześniej zakładano, że odłów potrwa do końca marca.
– Umowę rozwiązaliśmy za porozumieniem stron – potwierdza dyrektor Piątkowski. I zapowiada, że akcja może być powtórzona pod koniec roku, gdy lisom przejdzie chęć na amory i być może nastanie zima skłaniająca lisy do poszukiwania pożywienia.
Dlaczego w ogóle miasto zleca odłów? Powodem są skargi zaniepokojonych mieszkańców, którzy obawiają się, że lis może zaatakować. Wszystko wskazuje na to, że są to obawy na wyrost. – Nie było przypadku, żeby lis zaatakował człowieka – przyznaje Piątkowski. Dodaje, że zwierzęta, które wprowadziły się do Lublina w poszukiwaniu lepszego życia są już doskonale przystosowane do miejskich warunków i potrafią się tu dobrze poruszać. – To są już zwierzęta, które urodziły się tu, w mieście.
Chociaż z klatki wyjęto zaledwie jednego lisa, to z miasta wywieziono jeszcze dwa inne, schwytane podczas interwencji Straży Miejskiej. Jednego rudzielca eksmitowano w ten sposób z ul. Kisielewskiego, a drugiego z Czechowskiej.