Rozmowa z Aleksandrą Kiełczewską z Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych ITAKA
- Nie ma tzw. typowej historii zagięcia, każda jest indywidualna. Z innych powodów giną dzieci, z innych nastolatkowie, a jeszcze inaczej wygląda to w przypadku ludzi dorosłych i starszych. Każde zaginięcie to inna historia.
• Jedno z pytań, które zadają sobie bliscy zaginionego: Czy mogliśmy temu zapobiec?
- Tutaj też nie ma reguły. Jeśli chodzi o dzieci, to oczywiście musimy zapewnić im należytą opiekę. Dziecko zostawione samo sobie może stać się ofiarą przestępstwa, np. porwania albo nieszczęśliwego wypadku. Podobnie jest z osobami starszymi, chorymi, co do których wiemy, że nie powinny być same.
Często jest też tak, że nasz bliski zdradza objawy depresji, które lekceważymy, może ich nawet nie dostrzegamy. I nagle ta osoba wychodzi z domu i nie wraca. Czy mogliśmy temu zapobiec? Być może, ale takie pytania nie mają już sensu, rodzą tylko poczucie winy.
• A jak wygląda sprawa z dorosłymi, zdrowymi ludźmi? Czy częściej giną dlatego że chcą zerwać ze swoim dotychczasowym życiem, czy z przyczyn od siebie niezależnych, np. padają ofiarą przestępstwa?
- Nie ma reguły. Jeśli pyta pani o jakieś tendencje, to w ostatnim czasie obserwujemy wzrost zaginięć za granicą.
To wynika z tego, że ogromna rzesza Polaków wyjeżdża do pracy za granicę. Często te wyjazdy są dość niefrasobliwe. Polacy nie wiedzą dokąd dokładnie jadą, u kogo będą pracować, nie znają języka, nie wiedzą nawet, gdzie jest polski konsulat. Ich rodziny też nie wiedzą, gdzie ich w razie czego mają szukać.
W tej sytuacji łatwo wpaść w ręce nieuczciwych pracodawców, wkręcić się w tzw. spiralę długów. Takie osoby mogą być przetrzymywane bez swojej woli, albo też świadomie zerwać kontakt z krajem. Ze wstydu, z poczucia bezsilności.
• Bywa tak, że ktoś wie, że jest poszukiwany, rodzina rozpacza, a on świadomie nie daje znaku życia?
- Oczywiście. Zdarza się, że ludzie wybierają nowe życie, ale wolą przepaść bez śladu, niż o swojej decyzji powiedzieć rodzinie. Takie osoby zgłaszają się do nas i otwarcie mówią, że nie życzą sobie żadnych kontaktów z bliskimi. Radzimy wtedy, by za naszym pośrednictwem napisać list do rodziny. Można też zgłosić się na policję i odwołać swoje poszukiwania.
To bardzo ważne dla najbliższych. Wiedzą przynajmniej, że osoba zaginiona jest bezpieczna. Choć oczywiście towarzyszy temu szok i pytanie: Dlaczego ktoś postąpił w taki sposób. To pytanie często pozostaje bez odpowiedzi.
- My nie polecamy jasnowidzów. W ciągu 10 laty naszej działalności jasnowidz nie rozwiązał nam żadnej sprawy. A taki kontakt może narobić sporo kłopotów.
Podam przykład: Matka usłyszała od jasnowidza, że jej zaginiony syn nie żyje. Jasnowidz opisał okoliczności jego śmierci w tak dramatyczny sposób, że kobieta przeżyła traumę. A chłopak odnalazł się za kilka dni.
• Co jest najtrudniejsze dla rodziny, gdy ginie ktoś najbliższy?
- Niepewność, strach i bezradność. I nie ma znaczenia, czy od zaginięcia minął tydzień, rok czy dziesięć lat. Te uczucia są wciąż żywe. Do tego dochodzi często poczucie winy: coś przegapiłem, mogłem zapobiec nieszczęściu. Życie z nieustającą niepewnością, co dzieje się np. z naszym dzieckiem i poczuciem, że nie możemy mu pomóc jest wielkim cierpieniem.
Dlatego dla rodzin zaginionych organizujemy grupy wsparcia w Lublinie, Warszawie
i Krakowie. To ważne, by móc spotkać się w gronie osób, które mają taki problem, jak my. Wymienić doświadczenia, rady. Między tymi ludźmi powstaje niezwykła więź, która niejednokrotnie pozwala im przetrwać najgorsze chwile.
• A które chwile są najgorsze?
- Dla rodziny zawsze najgorsze są święta Bożego Narodzenia i 1 listopada. W Wigilię stawiamy puste nakrycie i to nakrycie jest dla naszego zaginionego. Można wyobrazić sobie ból, który towarzyszy takiej wigilijnej kolacji. We Wszystkich Świętych nie wiemy, czy to święto dotyczy zaginionego, czy mamy zapalić świeczkę.
• Rodziny zaginionych nigdy nie tracą nadziei na ich odnalezienie?
- Niezwykle rzadko słyszymy: Nie mam już nadziei. Nawet po wielu latach.
• A ilu zaginionych udaje się odnaleźć?
- My wyjaśniamy ok. 70 proc. spraw. Co nie znaczy, że wszyscy odnajdują się żywi. Niekiedy finał jest tragiczny. Odnajdujemy zwłoki.
• Czy - paradoksalnie - lepszy taki tragiczny finał poszukiwań od wieloletniej niepewności, co dzieje się z moim bliskim?
- My to nazywamy niedomkniętą żałobą. Rodzina, która szuka już kilkanaście lat mówi: to byłaby dla nas ulga mieć pewność, że nasz najbliższy nie żyje. Żeby się pożegnać, opłakać stratę, zapalić świeczkę na grobie.
Po prostu przeżyć normalną żałobę.
• Czy można przepaść jak kamień w wodę?
Nie zostawić za sobą najmniejszego śladu, tropu?
- Można. Trudno to wytłumaczyć, ale tak się zdarza.