Przejęcie przez marszałka upadających PKS-ów niewiele im pomogło – wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli
– Część z nich jest zagrożona upadłością. Tylko samorząd województwa może im pomóc wyjść na prostą – tłumaczył Krzysztof Grabczuk, ówczesny marszałek województwa (PO).
Samorząd przejął firmy, choć – jak podkreśla NIK w opublikowanym w czwartek raporcie pokontrolnym – były znaki ostrzegawcze. PKS Wschód ma przestarzałe autobusy, coraz mniej zarabia, co roku będzie miał kilka milionów straty – przestrzegał Departament Finansów z Urzędu Marszałkowskiego. W podobnej sytuacji byli pozostali przewoźnicy. Co więcej, w przypadku Zamościa i Białej Podlaskiej brakowało ekonomicznego i merytorycznego uzasadnienia dla istnienia firm. Pod względem cen biletów i jakości usług nie byli w stanie konkurować z prywatnymi przewoźnikami.
Mimo przejęcia Białej Podlaskiej zadłużenie firmy rosło i doszło do 6,4 mln zł. Rok temu firma upadła. Nadal rosły straty PKS z Zamościa, nie poprawiła się sytuacja firmy z Biłgoraja.
– Negatywna ocena jest niesprawiedliwa – przekonuje Jacek Sobczak (PO), członek Zarządu Województwa. Tłumaczy, że województwo przejęło za darmo olbrzymi majątek i chciało ratować miejsca pracy. – Wykonaliśmy ogromną pracę. Zmienialiśmy rady nadzorcze, zarządy firmy (w Zamościu trzy razy), sprzedawaliśmy nieruchomości. Uratowaliśmy Zamość przed upadkiem – wylicza i podkreśla, że na efekty pracy trzeba poczekać.
Władze województwa oczekują, że NIK zmieni ocenę z negatywnej na pozytywną z zastrzeżeniami.