Trzej ochroniarze odpowiedzą za brutalnie zgwałcenie studentki w lubelskim klubie Cream. Jeden z nich broni się twierdząc, że dziewczyna sama proponowała seks. Śledczy nie uwierzyli, a sąd aresztował mężczyznę na trzy miesiące.
Sprawa dotyczy studentki, która w nocy z 20 na 21 lutego odwiedziła klub Cream przy Krakowskim Przedmieściu w Lublinie. Dziewczyna miała zostać brutalnie zgwałcona przez trzech pracujących tam wówczas ochroniarzy. Pod koniec maja, po trzech miesiącach śledztwa policjanci z komendy miejskiej zatrzymali do tej sprawy 38-letniego Artura S., 32-letniego Adriana P. oraz 31-letniego Tomasza R.
– Wszyscy usłyszeli zarzuty, dotyczące zgwałcenia studentki – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Decyzją sądu Artur S. został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Wobec dwóch pozostałych mężczyzn nie było ku temu przesłanek. Adrian P. i Tomasz R. nie przyznali się do zarzutów i złożyli wyjaśnienia, które będą podlegać weryfikacji.
Artur S. również nie przyznał się do winy. Z jego wyjaśnień wynika, że dziewczyna była pijana i ochroniarze wyprowadzili ją z klubu. Chciała wrócić do lokalu, więc zaproponowała im seks. Panowie zabrali dziewczynę na zaplecze klubu. Do stosunków miało dojść dobrowolnie.
Studentka zgłosiła się na policję tuż po wydarzeniu. W lokalu piła alkohol, ale z ustaleń śledczych wynika, że nie tyle, by nie móc ocenić sytuacji, w jakiej się znalazła. Pamięta, że była zamroczona oraz, że wbrew jej woli doszło do stosunku z więcej niż jednym mężczyzną.
Podejrzani ochroniarze nie przyznali się do stosowania przemocy wobec dziewczyny. Z jej relacji wynika jednak, że byli brutalni. Śledczy nie zdradzają szczegółów. Przyznają jednak, że dowody potwierdzają wersję studentki o zmuszaniu jej do seksu.
– Potwierdzam, że pokrzywdzona była badana bezpośrednio po zdarzeniu. Stan jej ciała pokrywał się z tym, co mówiła – kwituje prokurator Syk-Jankowska.
Śledczy zabezpieczyli nagrania z klubowego monitoringu. Pobrali również DNA podejrzanych mężczyzn. Porównali je z licznym próbkami, zabezpieczonymi w lutym m.in. na ciele i odzieży studentki.
Właśnie wyniki tych badań pozwoliły na zatrzymanie ochroniarzy oraz aresztowanie 38-letniego Artura S. Według śledczych, mężczyzna powinien czekać na proces za kratami. Będąc na wolności mógłby bowiem utrudniać postępowanie. Mężczyźnie grozi do 15 lat więzienia.
Według Gazety Wyborczej, która powołuje się na policjantów z komendy miejskiej, rzekomy gwałt z lutego nie był pierwszym, na koncie ochroniarzy z Cream.