Kocha mnie do godziny 19, bo do 19 trwa nasze spotkanie - cytował dziś Tomasz Naumczyk, swojego 6-letniego syna.
Jedna z ulic osiedla Świt. O godzinie 10 Tomasz Naumczyk puka do drzwi jednego z domów. Nikt mu nie otwiera. Odchodzi od drzwi i rozpoczyna się manifestacja. Członkowie kilku ogólnopolskich stowarzyszeń broniących praw ojców wyciągają transparenty, uruchamiają syrenę i przez megafon opowiadają o tym, że ojciec ma prawo widywać się z dzieckiem.
- Przyjechaliśmy wesprzeć naszego kolegę, który ma utrudniony kontakt z własnym synem. Pikieta jest pod domem matki dziecka, bo tu dziecko jest wiezione - mówi Barek Borkowski z Centrum Praw Ojca i Dziecka, który do Lublina przyjechał z Warszawy.
Zaladowane przez: Dziennik Wschodni
- Jestem w podobnej sytuacji, zresztą jak większości z nas. Też mam utrudniony kontakt z dwójką moich dzieci - dorzuca Rafał Lewicki z Ostrudy, kolejny uczestnik pikiety.
To nie pierwszy protest stowarzyszeń skupiających ojców walczących o swoje prawa. Wcześniej manifestacje odbywały się jednak pod gmachami sądów. - Pierwszy raz spotkaliśmy się pod domem właścicielki (tak ojcowie nazywają matki uzurpujące sobie wyłączne prawo do ich dzieci - przyp. red.) - wyjaśnia Krzysztof Gawryszczak, prezes stowarzyszenia Ojcowie.pl z Trójmiasta.
Tomasz Naumczyk, bohater dzisiejszej akcji ma sądowienie ustalone kontakty z synem. - W lipcu lub sierpniu 2006 roku wystąpiłem o to by sąd wyznaczył mi kontakty z synem, bo małżonka je utrudniała - mówi ojciec 6-latka. W maju 2007 roku zostały one przez sąd okręgowy ustalone. Właśnie wczoraj o godz. 10 miało się odbyć jedno z nich. Tomasz Naumczyk mówi, że ostatni raz widział syna 3 tygodnie temu. Twierdzi, że traci kontakt z dzieckiem. - Jeszcze w grudniu kontakt z synem był lepszy. Udało nami się zagrać w kręgle, jakiś rysunek zrobić. Teraz, niespełna 6-letni chłopiec mówi, żebym się wynosił z domu.
Do kilkunastu minutach o rozpoczęcia manifestacji na miejscu zjawia się patrol policji. Funkcjonariusze wchodzą do domu, później informują ojca dziecka, że chłopca ani matki nie ma.
- Patrol został wysłany prewencyjnie - mówi Magdalena Jędrejek, z biura prasowego KMP w Lublinie. - Wiedzieliśmy, że taka manifestacja się odbędzie. Organizatorzy mieli zgodę Urzędu Miejskiego na jej przeprowadzenie.
Próbowaliśmy skontaktować się z matką chłopca. - Nie będę udzielała żadnych informacji na ten temat - ucina rozmowę.