Maksymalnie siedem dni pracy pod rząd i mniej tłumaczeń w przypadku spóźnienia – to część zmian, jakie Orange wprowadza w swoim lubelskim centrum.
Przeczytaj listy w sprawie pracy w call center Orange
Wczoraj do Lublina przyjechał prezes Orange Customer Service. Odniósł się do zarzutów. – Pod koniec lipca zorganizowaliśmy spotkanie z pracownikami. Zapytaliśmy, co jest do zmiany – mówi Jakub Kłoczewiak, prezes zarządu OCS. – Do tej pory można było pracować po dziesięć godzin dziennie przez jedenaście dni pod rząd, co jest zgodne z prawem. Teraz jest maksymalnie siedem dni pod rząd, w tym maksymalnie cztery dni po dziesięć godzin.
Prezes informuje też o zmianie w kwestii szczegółowych wyjaśnień nawet małych spóźnień. – Wszystkie będą nadal rejestrowane, bo to wynika z charakteru pracy call center. Ale z tych do dwóch minut nie będzie trzeba szczegółowo się tłumaczyć. Pracownicy zgłaszali też przypadki braku przynajmniej dwóch dni wolnych pod rząd w miesiącu. Od września to się zmieni.
W call center w Lublinie Orange zatrudnia bezpośrednio ok. 550 osób. W zależności od potrzeb "na słuchawce” pracuje nawet drugie tyle zatrudnionych przez firmy zewnętrzne. Nie mogą liczyć na pełen etat, ani na umowę na czas nieokreślony.
– Nie mamy wpływu na to, czy pracownik zewnętrznej firmy ma jedną czwartą, pół, czy cały etat. Ale jestem przekonany, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem – tłumaczy Kłoczewiak. – My zamawiamy od firm outsourcingowych określoną liczbę godzin pracy, a nie pracowników. Oczywiście chcielibyśmy, żeby byli zatrudniani w jak największym wymiarze etatu i pracowali dla nas jak najdłużej, bo wtedy przychodzą do pracy regularnie. A pieniądze, które inwestujemy w ich szkolenie, są najlepiej wykorzystywane.
Pracownicy skarżyli się również, że nie mogą wyjść na przerwę, kiedy tego potrzebują. Prezes zaprzecza. – Każdy kto pracuje do sześciu godzin dziennie, ma 15 minut przerwy. Kiedy pracownik przychodzi na dłużej niż osiem godzin, przysługuje mu 30 minut przerwy. Nie możemy nikomu tego odmówić – zapewnia Kłoczewiak. – Nie mówiąc już o przerwach wynikających z potrzeb fizjologicznych, bo o takich pracownicy decydują sami.
– Gdyby przepisy nie były przestrzegane, na pewno dowiedzielibyśmy się o tym, bo cały czas pracę obserwują społeczni in-spektorzy pracy i inspektorzy BHP – tłumaczy Kłoczewiak. – Co kwartał pracownicy wypełniają anonimowe ankiety, w których oceniają warunki pracy.
Według kierownictwa firmy nie było w nich "żadnych niepokojących sygnałów”.