W środę ornitolodzy dostali się do gniazd sokoła wędrownego, by zaobrączkować młode. Jedno gniazdo jest na kominie elektrociepłowni w Lublinie a drugie w Zakładach Azotowych w Puławach.
Para sokołów, która wychowuje 120 metrów nad Lublinem młode, to samiec Łupek, który w 2013 roku wykluł się w Płocku na kominie ORLENu i rok młodsza samica Wrotka z komina elektrociepłowni we Włocławku.
W okolicy Wielkanocy w gnieździe wykluło się pięć piskląt. Niestety, dwa z nich padły, najprawdopodobniej czymś się zatruły. Trwają badania, by ustalić co się stało. Samica też była pod wpływem tego środka, na szczęście ona przeżyła. Przeżyły trzy młode.
Od środy wiadomo, że to dwie samice i samiec.
– One ważą po około 900 gramów, a samiec około 600 gramów. Ta 30-procentowa różnica w wadze jest prawidłowa. Młode są w dobrym stanie, są silne. Pobraliśmy próbki piór do badań genetycznych, które prowadzi Sławomir Sielicki, prezes Stowarzyszenia na Rzecz Dzikich Zwierząt „Sokół” z Włocławka. Byli też z nami naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego, którzy brali próbki do badań mikroorganizmów bytujących na ciele sokoła wędrownego – mówi Anna Aftyka, ornitolog. Oboje z mężem są członkami Lubelskiego Towarzystwa Ornitologicznego i mają uprawnienia obrączkarzy.
Każdy z ptaków dostał dwie aluminiowe, specjalnie wyprofilowane obrączki. Jedna, zakładana na lewą łapę, pozwala zidentyfikować ptaka z bardzo dużej odległości. Druga (zakładana na prawą) jest standardowa. Takiej wymaga stacja ornitologiczna podlegającą Instytutowi Zoologii Polskiej Akademii Nauk.
Sylwester Aftyka na komin lubelskiej Elektrociepłowni na Wrotkowie wszedł w środę rano. W kamerze zamontowanej w gnieździe można było zobaczyć jak wkłada pisklęta do worków i zabiera je z gniazda. Po obrączkowaniu młode wróciły do gniazda. Wystraszona samica potrzebowała kilku godzin, by do nich wrócić. Dopiero po godz. 16 młode dostały jeść.
– One są już duże. W przeliczeniu na nasze życie, to chodzą do wczesnych klas podstawówki. Same w gnieździe mogą wytrzymać kilka godzin, nie będzie im zimno – tłumaczy Anna Aftyka.
W środę ornitolodzy dotarli też do gniazda na kominie w Puławach. Operacja była prostsza, bo młodych nie trzeba było znosić na ziemię.
Tamtejsze sokoły są starsze, w tym roku mają młode siódmy raz. Mało o dorosłych wiadomo, bo do tej pory nie udało się odczytać informacji na obrączce samca. Samica nie jest zaobrączkowana w ogóle. Możliwe, że nie pochodzi z Polski.
– Tu też są dwie samice i samiec. One ważą tyle co lubelskie. Samiec za to jest większy, waży 700 gramów. Ale to pewnie dlatego, że puławskie pisklęta są starsze – mówi Anna Aftyka.
One również zostały zmierzone, a naukowcy pobrali próbki do dalszych badań. Jak tłumaczą badacze, obie sokole rodziny żyją w zupełnie innych warunkach i porównanie rozwoju młodych jest niezwykle interesujące. Te lubelskie żywią się głównie gołębiami, a puławskie polują nad łąkami, nieużytkami, nad doliną Wisły. Ich dieta jest bardzo zróżnicowana.
– Mamy fachowców, którzy po jednym piórku rozpoznają kto był ofiarą sokoła. Wiemy, że puławskie upolowały między innymi rybitwę rzeczną, śpiewaka, gąsiorka, derkacza, sosnówkę, turkawkę, szpaka, kukułkę. W Lublinie zdarza się, że ich ofiarą jest batalion, jerzyk czy wilga – wylicza ornitolog.
Akcję obrączkowania sokoła wędrownego koordynuje Stowarzyszenie na Rzecz Dzikich Zwierząt „Sokół” z Włocławka. Na ich stronie www.peregrinus.pl można oglądać obraz kamer w 12 sokolich gniazdach w całej Polsce.