Policja szuka właściciela komisu samochodowego przy
ul. Wolskiej w Lublinie, który sprzedał auta swoich klientów i zniknął z pieniędzmi. Jest winien kilkunastu ludziom prawie 200 tys. złotych.
Na początku roku zaczęły się komplikacje. Klienci musieli tygodniami czekać na pieniądze za sprzedane auta. - Właściciel ciągle obiecywał, że zapłaci jutro. Potem, że w następnym tygodniu i tak w kółko - skarży się kolejny z oszukanych. - Tłumaczył, że przelew długo idzie. W końcu, któregoś dnia, zastałem pusty komis. Do dzisiaj nie odzyskałem prawie 20 tys. złotych.
Niektórzy poszkodowani otrzymali od właściciela zobowiązanie na piśmie. Obiecywał w nim, że wkrótce odda pieniądze. Na tym się skończyło. W sumie 16 osób straciło ponad 180 tys. złotych. Najwięcej dwaj właściciele bmw. Nie odzyskali 72 tys. zł.
Komis sprzedawał auta po normalnej cenie. Nie próbował jej obniżać. - Moim zdaniem właściciel musiał prowadzić jakieś inne interesy - mówi jeden z oszukanych. - Może źle zainwestował, potem próbował się "odkuć” i wpadł w pułapkę. A oddać nie miał z czego, bo spadł popyt na używane auta.
- To bulwersująca sytuacja - mówi Emil Kosobudzki, właściciel komisu "Sygnał” przy ul. Zemborzyckiej w Lublinie. - Może to wpłynąć na zaufanie klientów do autokomisów. Ale w każdej branży znajdzie się ktoś nieuczciwy.
Inni właściciele komisów podkreślają, że to pierwszy tego typu przypadek w Lublinie. - Słyszałem, że w Warszawie i Wrocławiu były podobne afery - mówi jeden z nich. - Ale tamte komisy od początku nastawiły się na oszustwo. Działały zaledwie kilka miesięcy. Samochody zniknęły jednej nocy.
- Poszukujemy właściciela autokomisu - mówi nadkom. Andrzej Mazurek, komendant VIII Komisariatu Policji w Lublinie. - Trudno w tej chwili powiedzieć, co było przyczyną jego niewypłacalności. Nigdy nie było na niego żadnych skarg.
W ogóle, to pierwszy taki przypadek. Z komisami nie mieliśmy do tej pory kłopotów. Myślę, że to nie wpłynie na działalność innych.