Waldemar Lembryk podawał się za policjanta. Wciągał do zaułków kilkunastoletnie dziewczynki i próbował je rozbierać. Studentkę zgwałcił. Wczoraj sąd skazał go na 10 lat więzienia.
Szczupły czterdziestolatek o zaciętym wyrazie twarzy zaczął siać postrach w Lublinie jesienią 2004 roku. Jego przyjaciółka była wówczas w zaawansowanej ciąży. Na swoje ofiary czyhał na Kalinowszczyźnie w Lublinie. Kiedyś tam mieszkał i znał każdy zaułek. W ustronne miejsca zwabiał dziewczynki.
- Za każdym razem działał tak samo - mówi Janusz Wójtowicz, rzecznik KWP w Lublinie. Podawał się za policjanta. Mówił, że szuka narkotyków.
Żeby być bardziej wiarygodnym, przykładał do ust telefon komórkowy i udawał, że rozmawia z dyżurnym w komendzie. W klatkach schodowych, dokąd prowadził swoje ofiary, zaczynał "przeszukanie”. Kazał zdejmować dziewczynkom spodnie, dotykał je w intymne miejsca.
21 listopada 2004 r. około 16 na ul. Krzemienieckiej zaczepił 14-latkę. Następnego dnia w rejonie Podzamcza usiłował wykorzystać 13-latkę. Zaprowadził ją na X piętro wieżowca i kazał się jej rozebrać. Na szczęście ktoś spłoszył zboczeńca.
W Lublinie narastała atmosfera strachu. 29 listopada Lembryk zaatakował kilkakrotnie. Rozwścieczony tym, że uciekła mu kolejna ofiara, napadł na 20-letnią studentkę. I tym razem podał się za policjanta, ale nie skończył na "przeszukaniu”. Zgwałcił dziewczynę.
- Przycisnął ją do barierki na klatce schodowej, straszył, że wypchnie - przytaczał fakty sędzia Artur Majsak.
Niektóre z ofiar zgłosiły się na policję, gdy zwyrodnialec już był za kratkami. Proces toczył się za drzwiami zamkniętymi. Dziennikarze mogli być obecni tylko na ogłoszeniu samego wyroku. Na wniosek Dziennika sąd zgodził się na publikację nazwiska i wizerunku Lembryka. Wyrok nie jest prawomocny.
Ksiądz skazany za molestowanie
za molestowanie 12-letniej dziewczynki. Ksiądz dobrowolnie poddał się karze, którą wcześniej wynegocjował z prokuratorem.
Latem 2003 roku i zimą następnego roku duchowny zapraszał dziewczynkę na plebanię. Rodzice zawiadomili prokuraturę dopiero w lipcu ub. roku. Okazało się, że ich córka ma objawy "dziecka molestowanego seksualnie”. Duchownego nie było wtedy w Polsce. Dostał w kurii urlop zdrowotny i wyjechał na Ukrainę. Policja zatrzymała go w połowie lutego br. w pociągu, gdy tylko przekroczył polską granicę.
- Dowody winy księdza zgromadzone przez prokuratora oraz wniosek oskarżonego o dobrowolne poddanie się karze nie pozostawiają wątpliwości, że dopuścił się zarzucanych mu przestępstw - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Sławomir Kaczor.