Takiej konferencji prasowej jeszcze w Lublinie nie było. Poseł Janusz Palikot z atrapą pistoletu w jednej ręce i gumowym penisem w drugiej ciskał gromy.
Zażądał, żeby komendant główny policji i minister sprawiedliwości sprawdzili, czy szefowie lokalnej policji zrobili wszystko, aby wyjaśnić szokujące zdarzenia z udziałem funkcjonariuszy, podejrzanych o gwałt i molestowanie seksualne. Stwierdził, że odwołanie komendantów jest wskazane. Obiecał wsparcie dla kobiet skrzywdzonych przez policjantów. - Dziś młoda lublinianka chowa się do bramy, widząc policyjny mundur - przekonywał.
A wszystko w niecodziennej oprawie. Na dziennikarzy, którzy przyszli na konferencję prasową posła czekały manekiny z zaklejonymi taśmą ustami i hasłami: "Rozwalę ci łeb!” oraz "Jeżeli powiecie o tym komukolwiek, to was rozpierd…”. Na ekranie telewizora wyświetlano scenę brutalnego gwałtu z filmu "Nieodwracalne”.
Według posła PO, jeśli funkcjonariusz publiczny w instytucji publicznej stosuje przemoc seksualną, to - zgodnie z prawami europejskimi - są to tortury.
- W sprawie lubelskich policjantów niezależne postępowanie prowadzi prokuratura (funkcjonariusze podejrzani o gwałt i molestowanie zostali aresztowani - dop. red.). Ale nasze stanowisko jest jednoznaczne: dla tych, którzy złamali prawo nie ma miejsca w policji - mówi Danuta Wołk-Karaczewska, rzeczniczka prasowa Komendy Głównej Policji.
Poseł PO sugerował też wczoraj, że służby z nadania PiS potrafią aresztować ludzi opozycji, ale swoich już nie. - Policja i prokuratura działają z determinacją, zgodnie z prawem. Uczciwi ludzie nie mają powodów do niepokoju - ripostuje Artur Soboń, rzecznik regionalnego PiS.
To już kolejne prowokacyjne wystąpienie Palikota. Na zjeździe swojej partii pojawił się w koszulce z napisami "Jestem gejem” i "Jestem z SLD”.
(rad)