– Myślałam, że to zwykła trawa. Wzięłam dwa buchy. Obudziłam się w szpitalu – tak swoje doświadczenia z dopalaczami wspominała w sądzie nastolatka z Lublina. Zeznawała w procesie Patrycji M. i Jakuba G., oskarżonych o handel niebezpiecznymi substancjami.
19-letnia Renata to jedna dwóch osób, które po spróbowaniu dopalaczy od Jakuba G. trafiła do szpitala.
– Lekarze mówili, że jej stan był bardzo ciężki – przyznała w sądzie mama nastolatki. – Kiedy była już przytomna nie mogłam się z nią porozumieć. Krzyczała, jakby była w innym świecie.
Dziewczyna spędziła w szpitalu kilka dni. – Później było mi ciężko, wstydziłam się i nie chodziłam do szkoły – przyznała Renata. – Dopiero od znajomych dowiedziałam się, że to co paliłam, to były dopalacze.
Jak ustalili śledczy, niebezpieczny towar pochodził ze sklepu Hindupoint, który w latach 2013 – 2014 działał przy ul. Furmańskiej w Lublinie. Jakub G. prowadził placówkę, a Patrycja M. była ekspedientką. Oboje odpowiadają dziś przed Sądem Rejonowym Lublin – Zachód za narażenie zdrowia i życia młodych ludzi.
Jednym ze świadków w sprawie jest Piotr G. Chłopak jest uzależniony od narkotyków. Przechodzi terapię. Z akt sprawy wynika, że regularnie kupował dopalacze przy ul. Furmańskiej, w tym tzw. „Cząstkę Boga”, która okazała wyjątkowo niebezpieczna.
– Miałem po tym objawy paniki. Myślałem, że serce mi wyskoczy – relacjonował we wtorek w sądzie Piotr G.
Chłopak przyznał, że towar kupował przy ul. Furmańskiej. Przynajmniej raz trafił w sklepie na Patrycję M. Miał również poczęstować „Cząstką Boga” poszkodowanego w sprawie chłopaka.
– On wyszedł na ulicę, zaczął się trząść. Potem się przewrócił, a z ust poleciała mu piana – opisywał śledczym Piotr G.
Z zeznań świadków wynika, że choć oficjalnie dopalacze były sprzedawane jako przedmioty kolekcjonerskie, to wszyscy wiedzieli, że to narkotyki. Palili je głównie młodzi ludzie. W szkole dowiadywali się co i gdzie mogą kupić.
– Pytałam się oskarżonej, jak by się czuła, gdyby ktoś sprzedawał dopalacze jej dzieciom – wspominała podczas poprzedniej rozprawy inspektor sanepidu, która kontrolowała Hindupoint. – Patrycja M. odpowiedziała, że nie ma pracy i jest jej wszystko jedno co sprzedaje.
Hindupoint kilka razy był zamykany przez sanepid. Po kontrolach Jakub G. zmieniał nazwę spółki prowadzącej sklep i wznawiał działalność. W międzyczasie, jak wynika z akt sprawy, do sklepu dowożono nowy towar na miejsce tego zarekwirowanego przez sanepid.
Obecne postępowanie to już drugi proces Patrycji M. i Jakuba G. W pierwszym Sąd Rejonowy Lublin-Zachód podzielił argumenty ich obrońcy i umorzył sprawę. Sędzia Artur Jakubanis uznał, że handel tzw. dopalaczami nie jest przestępstwem. Na opakowaniach widniało bowiem ostrzeżenie, że substancje te nie nadają się do spożycia. Wyrok zaskarżyła prokuratura. W rezultacie sprawa wróciła na wokandę. Oskarżonym grozi do 8 lat więzienia.