Rozmowa z Andrzejem Matraszkiem, właścicielem lombardu A&A w Lublinie
- Cały jestem zawalony towarem. Poprzynosili mi magnetowidy, wieże, telewizory. Mnóstwo tego wszystkiego. Ludzie potrzebują pieniędzy, żeby wyprawić dzieci do szkoły. I zastawiają, co mają najcenniejszego.
• A odbierają potem?
- A skąd! Jak nie mieli pieniędzy wcześniej, tak później też nie mają. Trzeba przecież kupić jakiś płaszcz na zimę, buty, no i zaraz święta. A mnie już w ogóle nie widać zza tego towaru.
• Ale chyba ktoś przychodzi i kupuje u pana?
- Cienko z klientami. Jak się trafi 8, 10 dziennie, to już sukces. Ale stary sprzęt mało kto kupuje, bo w sklepach jest najnowszy.
• Co najczęściej kupują?
- Pierścionki zaręczynowe, obrączki. Śliczne, jak malowane. Wystarczy tylko wypolerować, kupić aksamitne pudełko za 5 zł i można iść do ślubu.
• Narzeczona się nie zorientuje?
- A czemu by się miała zorientować? Złoto, to złoto. A kawalerowi zawsze trochę zostanie w kieszeni.
• Nie nudzi się Pan jak nie ma klientów?
- Nudno, jak diabli. Dlatego cały czas mam włączony telewizor.
• Woli pan oglądać telenowele czy wiadomości?
- Teraz mamy takie czasy, że polityka to najlepszy film. Nie ma bardziej sensacyjnych scenariuszy. O, właśnie leci konferencja z jakimś panem mądrym, który pewnie wystartuje do sejmu.
• A pan ma już swoje typy?
- Pewnie, że mam. Nie chcę zamordyzmu, tylko normalności. I jak przychodzi klient, to pytam, na kogo będzie głosował. Jak się w poglądach zgadzamy, to mu obniżam odsetki.