Nerwowa atmosfera w Muzeum Wsi Lubelskiej. Były zarzuty o mobbing, oskarżenia o brak kompetencji dyrekcji i zwolnienia. A w niedzielę zwiedzających witali protestujący z „Solidarności”.
O konflikcie w lubelskim skansenie piszemy od końca ubiegłego roku, ale spór między kierującą placówką od marca 2019 roku Bogną Bender-Motyką a częścią załogi trwa dłużej. Pierwsze skargi do marszałka zaczęły spływać po roku urzędowania nowej szefowej. Pracownicy skarżyli się na decyzje personalne mające działać na szkodę muzeum, ale też na „działania odwetowe” wobec tych, którzy wyrażali odmienne zdanie.
>>Młócka w lubelskim skansenie. Oskarżenia wobec pani dyrektor<<
Oliwy do ognia dolało wprowadzenie nowego regulaminu organizacyjnego w związku z planowaną redukcją etatów. W jego wyniku tuż przed końcem ubiegłego roku do zwolnienia wytypowano cztery osoby. Wśród nich było troje podlegających ochronie działaczy związkowych: główny konserwator oraz dwoje będących autorami większości muzealnych ekspozycji kustoszów.
W niedzielę przed muzeum odbyła się pikieta zorganizowana przez NSZZ „Solidarność” w obronie przestrzegania praw pracowniczych w skansenie. Wzięło w niej udział kilkadziesiąt osób.
– Miała pokazać, że w tej kwestii przez ostatnie miesiące nic się nie zmieniło, problemy pozostały, wbrew temu, co jak się domyślamy, pani dyrektor przekazuje do organizatora (organem prowadzącym jest zarząd województwa lubelskiego – przyp. aut.). Liczymy przede wszystkim na to, że zwolnieni pracownicy zostaną przywróceni do pracy i będą mogli dalej pracować i wykorzystywać swoją wiedzę i doświadczenie na rzecz Muzeum Wsi Lubelskiej – mówi Danuta Olesiuk, szefowa muzealnej „Solidarności”.
– Mimo licznych uwag destruktywne działania wobec naszej organizacji w muzeum trwają nadal. Zostaliśmy zmuszeni do tego, żeby dać wyraz naszemu niezadowoleniu i mamy nadzieję, że pani dyrektor zastanowi się nad swoim postępowaniem – dodaje Marian Król, szef regionalnej „Solidarności”.
Dopytywany o „destruktywne działania” wskazuje: – Choć na terenie placówki jest wiele pomieszczeń, dyrekcja wyznaczyła naszej organizacji wspólny lokal z drugim działającym w muzeum związkiem zawodowym, powołanym z inicjatywy pani dyrektor, żeby miała poparcie dla swoich działań. Wyznaczono także wspólny komputer i godziny, w których mogą być pełnione dyżury. To w zasadzie uniemożliwienie prowadzenia działalności związkowej – dodaje Król.
Sytuacją zainteresowała się Państwowa Inspekcja Pracy. W marcu tego roku Sąd Rejonowy w Lublinie podzielił zarzuty związkowców i ukarał dyrektorkę naganą. Ta odwołała się od nieprawomocnego wyroku i sprawa rozpoczęła się na nowo. Z kolei do sądu pracy wystąpiło troje zwolnionych pracowników. W tym przypadku sprawa jest na etapie mediacji.
– Dyrekcja miała pełną świadomość, że podlegamy ochronie, ale zdecydowała się złamać prawo. Nie mamy wątpliwości, że po prostu chciano się nas pozbyć, żebyśmy nie wywierali dalszego nacisku na rozwój muzeum, zatrudnianie merytorycznych i kompetentnych pracowników, czy nie dopytywali o program pani dyrektor, który nie został nam przedstawiony – mówi Grzegorz Miliszkiewicz, pracownik muzeum od 1980 roku, który z dwiema innymi zwolnionymi osobami domaga się przywrócenia do pracy.
Bogna Bender-Motyka zarzutów związkowców i niedzielnej pikiety nie chce komentować. W odpowiedzi na prośbę o kontakt przesłała nam SMS. – O tym, czy przepisy prawa pracy zostały naruszone, rozstrzygnie sąd – napisała.
W podobnym tonie wypowiada się odpowiedzialny m.in. za instytucje kultury członek zarządu województwa Bartłomiej Bałaban. – W tej chwili czekamy na orzeczenie sądu. Jeszcze w tym tygodniu porozmawiam z panią dyrektor na temat spraw pracowniczych i działań, jakie zamierza podjąć – mówi Bałaban.