Juniorzy Motoru Lublin mają szatnie bez ciepłej wody. Pierwsza drużyna tego klubu walczy o awans do II ligi, choć na całe półrocze dostała od miasta 25 tys. zł.
- Po 15 latach mamy szansę na powrót do piłkarskiej elity. Szkoda, że miasto nie bardzo chce nam w tym pomóc - mówi Waldemar Paszkiewicz, prezes Motoru Lublin. - Na przykład przejąć część kosztów utrzymania stadionu. Mimo że obiektem zarządza Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji, to my płacimy za wszystko: od koszenia trawy i wywozu śmieci, aż po obsługę monitoringu.
Problem z obiektami ma też inny klub: Lublinianka. Choć w 2002 r. na Wieniawie pojawiła się Norweska Grupa Inwestycyjna, która miała zmienić stadion przy Leszczyńskiego nie do poznania. Skandynawowie obiecali, że całkowicie przebudują obiekt, a obok postawią nowoczesne centrum handlowo-usługowe. W zamian dostali od miasta w dzierżawę 6 ha superatrakcyjnego terenu.
Minęło 5 lat, a na Wieniawie nie ma ani stadionu, ani centrum. - Mogę zapewnić, że plany inwestycyjne nie uległy zmianie - mówi enigmatycznie Mariusz Szarecki, pełnomocnik zarządu skandynawskiej spółki. - Dziś jednak trudno mówić o ewentualnych datach.
- Nie pamiętam, kiedy dostaliśmy ostatnie pieniądze na remonty. Chyba w latach 80 - mówi Kazimierz Persona, prezes Sygnału. - A przecież nasz klub szkoli ponad 300 młodych chłopców w dziesięciu kategoriach wiekowych. Naszymi zawodnikami interesują się najlepsze polskie zespoły.
Na nowe obiekty mają też nadzieję najmłodsi piłkarze Motoru, których w klubie jest ponad 300. Trenują przy ul. Kresowej, gdzie od kilku tygodni nie ma szatniach ciepłej wody. Zepsuł się bojler. - Naprawimy to - zapewnia Robert Malikowski z MOSiR. - Ale cały obiekt przy Kresowej jest w opłakanym stanie. W kilkuletnich planach ośrodka zapisaliśmy, że musi tam powstać kompleks boisk treningowych z szatniami.
- Oby tak było - podkreśla prezes Motoru. - Warto wykorzystać przygotowania do Euro 2012, żeby i w naszym mieście coś się zmieniło.
My jesteśmy podobnego zdania. Przez najbliższe pięć lat będziemy patrzyli naszym włodarzom na ręce i sprawdzali, co robią w tym kierunku.