Wystarczyło zapalenie się oleju na grillu, żeby z przytulnej "Gospody u Alfreda” przy ul. Peowiaków w Lublinie w ciągu kilku minut pozostała kupa popiołu. Kto jest odpowiedzialny za to, że ogień rozprzestrzenił się tak szybko? Wyjaśnia to policja.
Wszyscy klienci spokojnie wyszli z lokalu. - Nikomu nic się nie stało, niektórzy chcieli jeszcze płacić przy kasie rachunek - dodają pracownicy gospody.
Strażacy przyjechali w ciągu kilku minut, ale szans na uratowanie przynajmniej części lokalu nie mieli. - Zobaczyliśmy już ogień w oknach - mówi jeden ze strażaków.
To, że pożar rozprzestrzenił się błyskawicznie, ułatwił w dużym stopniu wystrój wnętrza stylizowany na wiejską chatę: grill miał drewnianą obudowę, a na sali było wiele łatwopalnych materiałów.
Straż pożarna przyznaje, że nie kontrolowała ostatnio gospody. - Skupiamy się na miejscach, w których jednorazowo może przebywać ponad 50 osób - wyjaśnia rzecznik prasowy lubelskich strażaków kpt. Michał Badach.
Strażacy mówią jednak, że to miasto powinno zbadać kwestie bezpieczeństwa. - Za sprawy związane z ochroną przeciwpożarową odpowiada straż pożarna, a nie miasto - twierdzi natomiast Joanna Kapica z biura prasowego Ratusza.
Na razie to, jak doszło do pożaru i dlaczego lokal spalił się tak szybko, sprawdza policja. - Musimy zbadać tę sprawę i dlatego zdecydowaliśmy się rozpocząć czynności wyjaśniające - mówi Witold Laskowski z zespołu prasowego Komendy Miejskiej.
Właściciel gospody był wczoraj dla nas nieuchwytny. Wyjechał do Niemiec.