Niemal cała załoga likwidowanej Cukrowni "Lublin” zdecydowała się dobrowolnie odejść z zakładu.
Na to, żeby skorzystać z programu dobrowolnych odejść gwarantującego pieniężną rekompensatę, pracownicy cukrowni mieli czas do końca lipca. Z 282 osób tylko 10 zdecydowało się zostać w zakładzie. Krajowa Spółka Cukrowa zapewni im pracę w innych oddziałach.
- Reszta, dokładnie 272 pracowników, przystąpiła do programu osłonowego - mówi Łukasz Wróblewski, rzecznik KSC. - Każdy otrzyma średnio po 88 tys. zł brutto. Minimalna kwota odprawy to ponad 70 tys. zł brutto.
Z zakładem z końcem lipca pożegnało się 52 cukrowników. 220 będzie pracować jeszcze do końca września. - A co potem? Pojęcia nie mam, boję się myśleć - rozkłada ręce Artur Kotyra, szef "Solidarności” w Cukrowni "Lublin”.
Kotyra stał na czele Komitetu Obrony Cukrowni, który wiele miesięcy walczył o utrzymanie zakładu. Gdy od decyzji o demontażu cukrowni nie było już odwołania, postanowił: odchodzę. - Nie chcę, żeby przynależność związkowa dawała mi specjalne przywileje - tłumaczy. - Wezmę odprawę, podzielę ją na kupki, żeby starczyło na wiele miesięcy i zacznę szukać pracy. Ale kto zatrudni faceta, który ma 52 lata? Dlatego te pieniądze w ogóle mnie nie cieszą. Będą na czarną godzinę.
Jeszcze inny pomysł ma Teresa Młynarczyk, sprzątaczka z cukrowni. - Też dostanę jakieś 60 tys. zł. Mały sklepik chciałabym za to otworzyć - planuje pani Teresa. - Żeby po 31 latach pracy w cukrowni być na swoim. I mieć jakiś cel w życiu, bo inaczej można zwariować. A z osobistych marzeń to złoty łańcuszek z Matką Boską. Niechby mnie chronił przez resztę życia.