Rozmowa z Teresą Liszcz, sędzią Trybunału Konstytucyjnego
• Dlaczego Pani podpisała lojalkę?
- Mąż został zatrzymany za działalność opozycyjną. To był początek stanu wojennego. Kiedy mnie wezwano na przesłuchanie usłyszałam: jak nie podpiszesz lojalki, mąż nie wyjdzie z więzienia. On obawiał się, nie jest zbyt odporny psychicznie. Jego ojciec przesiedział 10 lat w wiezieniu za działalność w Armii Krajowej. Dlatego podpisałam lojalkę. Jej tekst był do przyjęcia, jeśli oczywiście pominąć panujący wówczas system i to, że robiłam to pod przymusem. Swojej działalności, nie uważałam za szkodliwą.
• I stosowała się Pani do zaleceń służb PRL?
- Nie, robiłam to co przedtem. Współpracowałam z "Solidarnością”: udzielałam porad prawnych, chodziłam z "bibułą”. Zatrzymywano mnie z tymi drukami w 83 i 84 roku, czyli już po podpisaniu lojalki.
• Nie bała się Pani posądzeń o współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa?
- Niech sobie ludzie myślą co chcą. Ja nie zamierzam robić z siebie bohaterki, nie działałam w kierownictwie podziemnej "Solidarności”, ale cały czas pomagałam związkowi.
Rozmawiał Rafał Panas