Osoby, którym przysługuje zasiłek z urzędu pracy muszą go odbierać osobiście. A to oznacza kilkugodzinne czekanie w kolejce na ulicy. – To upokarzające. Ludzie przyglądają się nam, jakbyśmy stali po jałmużnę – mówią.
– Od 10 lat pobieram zasiłek, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam – mówi pani Ania i zrezygnowana ustawia się na końcu ogonka.
– Cały dzień spędzam w kolejkach – skarży się pani Edyta. – Najpierw dwie godziny w urzędzie pracy, bo akurat trafiłam na przerwę. Teraz postoję tutaj. Potem biegnę jeszcze do urzędu skarbowego po zaświadczenie o dochodach, żeby je złożyć w Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Dobrze, że miałam z kim zostawić dziecko...
Nie każdy jednak miał taką możliwość. Stojącym w kolejce po zasiłek często towarzyszą małe dzieci.
– A co, z kim mam zostawić? – pyta matka dwuletniej Kasi. – Na nianię mnie nie stać.
Aby dostać pieniądze, bezrobotni muszą zgłaszać się najpierw w Miejskim Urzędzie Pracy w ściśle określonym terminie wyznaczonym przez urzędników. Tutaj otrzymują dokument uprawniający do wypłaty. Zasiłek mają odebrać jeszcze tego samego dnia. Jeśli ktoś nie zdąży, następnego dnia czeka go kolejna wizyta w urzędzie i cała procedura zaczyna się od nowa.
Wczoraj czekający w wyjątkowo długim ogonku szukali winnego tej sytuacji.
– To wina urzędu pracy – mówili. – Do piętnastego każdego miesiąca muszą nam wypłacić zasiłek, więc teraz się spieszą. Boją się, że nie zdążą, więc wszystkich wysyłają jednego dnia.
– To nieprawda. Zawsze umawiamy podobną liczbę osób na jeden dzień – tłumaczy Artur Seroka, rzecznik Miejskiego Urzędu Pracy. – Jeśli są jakieś przestoje, to wyłącznie z winy Banku Pekao SA. Podobno mieli dziś awarię systemu.
W banku nie chciano nam udzielić żadnych informacji na ten temat. •