Prywatna spółka Kom-Eko dostała od miasta zlecenie za ponad 400 tys. złotych. Nawet nie musiała stawać do przetargu. Bo takiego nie było, choć kwota zamówienia przekracza ustawowy próg 60 tys. euro. Ratusz po raz szesnasty przedłużył umowę sprzed kilkunastu lat. A taką decyzję podpisał urzędnik związany wcześniej z Kom-Eko.
Taką pracę na zlecenie miasta wykonuje spółka Kom-Eko. To jeden z dwóch głównych graczy na lubelskim rynku śmieciowym. Stosowną umowę z miastem (na czas określony) firma podpisała w 1993 roku. I od tamtej pory umowa ciągle jest przedłużana kolejnymi aneksami. Najnowszy, szesnasty już, aneks „rzutem na taśmę” został podpisany 30 grudnia. Na mocy tego dokumentu spółka Kom-Eko ma zarządzać składowiskami do końca 2006 roku. Dostanie za to ok. 450 tys. złotych.
Ta kwota to równowartość 119 tys. euro. A zgodnie z polskim prawem przy zamówieniach o wartości większej niż 60 tys. euro miasto musi ogłosić przetarg. Ale przetargu nie było.
– Bo w umowie jest zapis, że można ją przedłużyć – odpowiada Stani. To on podpisał aneks.
• Można, ale nie trzeba. Za to prawo wymaga przetargu. Dlaczego go nie było?
– Nie chciałbym na ten temat dyskutować.
Z przetargu można zrezygnować tylko w wyjątkowych sytuacjach. To coś w rodzaju „wyjścia awaryjnego”. – Roczny aneks nie spełnia takich warunków – mówi Anita Wichniak-
Olczak, rzecznik prasowy Urzędu Zamówień Publicznych. Prawo dopuszcza też odstąpienie od przetargu, gdy zgodzi się na to prezes UZP. Ale taki wniosek trzeba dobrze uzasadnić. – W takiej sprawie nie mamy żadnego wniosku z Lublina – informuje Wichniak-Olczak.
Dlaczego Kom-Eko dostało półmilionowe zamówienie bez przetargu? Próbowaliśmy spytać o to prezesa spółki Wojciecha Lutka. Nie udało nam się z nim skontaktować.
Marian Stani, zanim trafił na dyrektorskie stanowisko w lubelskim Urzędzie Miasta... współpracował z Kom-Eko. Doradzał tej firmie jak zdobywać fundusze zewnętrzne.