Policja i ochrona poradziły sobie wczoraj z kibicami Motoru w czasie meczu podwyższonego ryzyka ze Stalą w Stalowej Woli.
Do Stalowej Woli dotarło około 350 kibiców Motoru. Spokojnie było niemal przez całe spotkanie. Dopiero pod koniec meczu policja musiała wejść na stadion.
- Kibice z Lublina kopali ogrodzenie, usiłując wydostać się ze swego sektora - mówi Lucjan Maczkowski, zastępca komendanta powiatowego policji w Stalowej Woli. - Nasza interwencja temu zapobiegła.
Inaczej było w sobotę podczas meczu Motoru z Widzewem. Na stadionie w Lublinie doszło do zamieszek. Policja uważa, że Urząd Miejski nie miał prawa zezwolić na rozegranie zawodów. - Ratusz nie miał naszej opinii, a to był niezbędny warunek - mówi Magdalena Jędrejek z biura prasowego lubelskiej policji.
Opinii nie było, bo Motor, czyli organizator spotkania, o nią nie wystąpił.
- Wszystkiemu winien bałagan w PZPN, przez który wszystko trzeba było robić na chybcika - mówi Jerzy Ostrowski, dyrektor Wydziału Bezpieczeństwa Mieszkańców i Zarządzania Kryzysowego UM w Lublinie, który wydał zgodę na mecz. - Ale gdyby mecz się nie odbył to skończyłoby się walkowerem dla Widzewa. A czy wtedy w Lublinie byłoby spokojnie?
Tymczasem policja zapowiada, że złoży w prokuraturze doniesienie na urzędników Ratusza. Decyzji swoich podwładnych broni prezydent Lublina Adam Wasilewski. - Nie ma zastrzeżeń do decyzji o wydaniu zgody na przeprowadzenie meczu Motoru z Widzewem - poinformowała nas wczoraj Iwona Blajerska, rzecznik Ratusza.
(d.j)