Bandyta podniósł młot i z całej siły uderzył w głowę leżącego mężczyzny. Jest świadek, który to widział, ale policja nie spisała jego danych.
Świadek zajścia zgłosił się wczoraj do naszej redakcji. - Wszystko widziałem, ale policjanci mnie zlekceważyli - mówi pan Piotr (dane do wiadomości redakcji). - Teraz nie mam zamiaru odpowiadać na ich apele.
Pan Piotr był w poniedziałek w wesołym miasteczku, które rozłożyło się przy al. Zygmuntowskich tuż obok miejsca, w którym doszło do brutalnego zajścia. - Usłyszałem głosy kobiet ubliżających dwóm mężczyznom, którzy bili się z trzecim - opowiada świadek. - Ten trzeci górował nad nimi posturą. Pewnie by sobie poradził, ale potknął się i upadł.
Jeden z przeciwników kopnął go w głowę. Drugi podniósł oburącz pokaźny młot i uderzył nim ofiarę w głowę. Potem oprawcy spokojnie podeszli do białego samochodu i ruszyli.
- Stanęli na czerwonym świetle - relacjonuje dalej pan Piotr. - Wtedy zobaczyłem, że z drugiej strony nadjeżdża radiowóz. Zacząłem dawać znaki kierowcy. Widziałem, że patrzy w moim kierunku, ale policyjny pojazd ruszył dalej.
Przy pobitym pojawili się tymczasem jego znajomi. Z ich rozmów wynikało, że znają napastników. Padali nawet jakiś pseudonim. Przyjechał inny radiowóz. Nasz świadek podał funkcjonariuszowi numery rejestracyjne auta, którym odjechali bandyci i zasłyszany pseudonim. - Policjant nic nie odpowiedział, nawet nie zapytał mnie o dane - mówi. - Wróciłem więc do domu.
Policjanci, którzy pierwsi byli na miejscu, pamiętają mężczyznę relacjonującego im, co się stało. - Zabezpieczali miejsce zajścia. Najpierw rozmawiali jednak z innym świadkiem. Kobieta powiedziała im, że wie, kim byli napastnicy, ale nie poda ich nazwisk - tłumaczy Magdalena Jędrzejek z lubelskiej policji. - Potem chcieli spisać dane mężczyzny, ale go już nie było. Chcielibyśmy, żeby się jednak do nas zgłosił.
Sprawców pobicia szuka teraz prokuratura. W izbie zatrzymań siedział wczoraj jeden z mężczyzn, którzy mógł brać udział w rozróbie. Śledczy dotarli do niego po numerze rejestracyjnym samochodu.
Wczoraj nie mieli jednak dowodów, aby postawić mu zarzut. Jeśli nic się nie zmieni, dziś rano wyjdzie. - Analizujemy zapis monitoringu z okolic miejsca, w którym doszło do pobicia oraz inne dowody - mówi Dorota Kawa, zastępca prokuratora rejonowego w Lublinie.