Badanie śladów genetycznych potwierdziło, że policjant z Lublina zgwałcił zatrzymaną studentkę.
- DNA to dowód, który jednoznacznie przesądza, że Grzegorz K. dopuścił się zarzucanego mu przestępstwa - mówi Marek Woźniak, zastępca prokuratora okręgowego w Lublinie.
Wynik badania, który właśnie dotarł do prokuratury, wykonał Zakład Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Lublinie. Nasienie policjanta zostało znalezione na poszwie poduszki, na której w celi spała zatrzymana studentka.
Dziewczyna trafiła tam nocą 26 lutego. Szła pijana ulicą. Nie chciała podać patrolowi policji swojego adresu. Z celi wyszła następnego dnia rano. Koleżance opowiedziała, że nocą dwukrotnie odwiedził ją policjant, który odbył z nią stosunek seksualny. Po dwóch dniach to samo powtórzyła w prokuraturze. Opis policjanta pasował do Grzegorza K. Sąd aresztował sierżanta. Prokuratura postawiła mu zarzut wykorzystania bezbronności dziewczyny w izbie zatrzymań i wykorzystania jej seksualnie. Grozi za to do 8 lat więzienia.
Grzegorz K. twierdził, że w pojedynkę ani razu nie wchodził do celi studentki. Jednak jego wersji przeczyły zeznania policjantów, którzy tej nocy dyżurowali w izbie zatrzymań. Ale oskarżany o gwałt funkcjonariusz miał też zagorzałych obrońców. Zaraz po zatrzymaniu stanęli za nim murem koledzy z Komendy Miejskiej. Policyjni związkowcy wynajęli mu nawet adwokata. Głośno mówili, że prokuratura jest stronnicza.
Ale wczoraj zmienili zdanie. - Nie mieliśmy dojścia do dowodów prokuratury, chcieliśmy podtrzymać Grzegorza K. na duchu - powiedział nam Janusz Antoniuk, przewodniczący lubelskiego oddziału związku policjantów. - Ale wynik badania przesądza sprawę. Taka osoba nie może nosić munduru.
Policja chce jak najszybciej pozbyć się Grzegorza K. ze swych szeregów. - Wyniki badań powinny przyspieszyć postępowanie dyscyplinarne - mówi Janusz Wojtowicz, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie.
Prokuratura będzie teraz sprawdzać, czy Grzegorz K. w podobny sposób nie zachowywał się również wobec innych zatrzymanych kobiet. Oceniła już postępowanie jego trzech kolegów, którzy 26 lutego dyżurowali w izbie zatrzymań.
- Nic nie wskazuje na to, że wiedzieli, co zrobił - mówi prokurator Woźniak.